Rolex Rolex
239
BLOG

ŚWIAT WEDŁUG MAK

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 84

 

W chwili, kiedy będzie możliwe przeprowadzenie rzetelnego i niezależnego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, dzisiejszym decydentom, w tym osobiście premierowi Tuskowi, prokuratorowi generalnemu Andrzejowi Seremetowi, przewodniczącemu polskiej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmundowi Klichowi, zostaną postawione pytania, i ja już dzisiaj mogę obiecać, że jeśli taka możliwość – rzetelnego i niezależnego śledztwa, się pojawi, pytania nie będą łatwe i będzie ich wiele.

Pominę techniczne aspekty śledztwa, ewidentne dowody na niszczenie śladów (bądź usiłowanie niszczenia), tak po rosyjskiej (wymuszanie zgody na palenie ubrań, urągająca wszelkim zasadom metodologia sekcji zwłok, wycinka drzew, usuwanie ziemi), jak i po polskiej stronie (wniosek prokuratorów wojskowych o utylizację dowodów rzeczowych w związku z zagrożeniem epidemiologicznym), a skupię się na błędnych decyzjach politycznych i prawnych.

Jeśli po stronie opinii publicznej, od pierwszych chwil po katastrofie, pojawiało się masę pytań i wątpliwości, to po stronie rządowej, tak polskiej jak i rosyjskiej, panowała pełna zgodność co do jej przyczyn.

Już w pierwszych doniesieniach agencyjnych surfowano nam następujące tezy:

1. Przyczyna tragedii nie leży, w jakimkolwiek zakresie, po stronie rosyjskiej

2. Wyłącznie winnymi tragedii są niedoświadczeni polscy piloci wykonujący zadziwiający zawodowych pilotów manewr pikowania z pułapu kilkudziesięciu metrów ku ziemi, w gęstej mgle, wbrew wrzaskom TAWS-a i ostrzegającym pohukiwaniom „profesjonalistów” z „wieży”.

3. Być może zakończona katastrofą cyrkowa sztuczka została wykonana na wyraźne polecenie któregoś z generałów, bądź samego prezydenta, który miał w zwyczaju lekceważyć sobie życie swoje, swojej żony, bliskich współpracowników, przyjaciół, ale także kilku politycznych przeciwników, którzy z nim podróżowali, był bowiem w „cywilu” torreadorem i kaskaderem.

Pomiędzy tezą a „Q.E.D” istnieje jednak żmudna cześć dowodu i tę część nasz pan premier złożył w geście rozczulającego zaufania w ręce MAK.

Dlatego jedyna dostępna tubylcom w już priwislinskim kraju wersja będzie światem według MAK.

A ja stawiam tezę, że MAK NIE NADAJE SIĘ do wyjaśniania przyczyn wypadków lotniczych statków powietrznych obcych państw na terytorium Rosji, i że ta skaza jest fundamentalna. Co więcej, świadomość bezużyteczności MAK-u była panu premierowi Rzeczpospolitej Polskiej znana (a przynajmniej powinna być jeżeli potrafi „guglać” i ma niezbędne do rządzenia 1,5 uncji oleju w głowie), podobnie jak znana mu być powinna, z tych samych powodów, nieużyteczność prokuratorskiego śledztwa prowadzonego przez ober-prokuratora Czajkę, pod osobistym zwierzchnictwem pułkownika Putina.

Ale po kolei.

Cóż to jest MAK?

Otóż nie jest to, jak usiłują nam od kilku dni wmówić mistyfikatory, zwane nie wiedzieć czemu w Polsce informatorami, „Międzynarodowa Komisja Lotnicza”, ale „Międzypaństwowy Komitet Lotniczy”, po rosyjsku:Межгосударственный авиационный комитет, i została powołana 30 grudnia 1991 roku przez umawiające się strony: „Azerbaijan, Armenia, Belarus, Georgia, Kazakhstan, Kyrgyzstan, Moldova, Russian Federation, Tadjikistan, Turkmenistan, Uzbekistan and Ukraine”.

Siedziba komitetu mieści się w Moskwie, przy ulicy Bolshaja Ordynka 22/21.

Jest to więc następca jednej z rządowych agend Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, dostosowany do nowych warunków powstałych po rozpadzie owego Związku.

Przy czym nie ma żadnej pewności, że pomiędzy rokiem 1991 a 2010 skład komitetu nie ulegał znacznym zawężeniom, bo ja na przykład nie wyobrażam sobie, by w roku 2010 w składzie komitetu badającego katastrofę polskiego TU-154 znalazł się delegat wyznaczony przez prezydenta Saakaszwilego.

Co więcej, nie udało mi się znaleźć w informacjach dotyczących komitetu „międzypaństwowego”, w tym na jej stronach internetowych, żadnego statutu, procedur i sposobu wyłaniania „międzypaństwowej” reprezentacji.

Ciało to jest uznawane za jedno ze składowych „rosyjskich władz zarządzających przemysłem lotniczym, a do jego zadań należy w pierwszym rzędzie CERTYFIKOWANIE STATKÓW POWIETRZNYCH I LOTNISK!

Za to działanie się jej płaci, a jej DYREKTOR (nie: przewodniczący) Tatiana Anodina wypełnia w tym zakresie zadania nałożone jej przez rosyjski rząd.

Znana i lubiana, również w Polsce, gazeta „Prawda” pisze o Anodinie: „генерал авиацииi pisze, tradycyjnie, prawdę, cytując, że generał Anodina, pomimo sierioznego tytułu: „Думаю,что да,я счастливая женщина, choć przyznaje również z robrajającą szczerością: „Деятельность МАКа в той или иной степени связана с политикой.

Rzecz jasna i my życzymy generał Anodinie szczęścia i wszelkiej pomyślności, jako Polacy jednak możemy zadać pytanie na jakiej logicznej (emocjonalnej? paranormalnej?) podstawie premier Rzeczpospolitej Polskiej uznał, że instytucja będąca składową rosyjskich władz lotniczych (a więc władz państwowych) zajmująca się certyfikowaniem statków powietrznych i lotnisk, a więc DOPUSZCZANIEM do ruchu i do użycia w tym ruchu, miałaby być zainteresowana wykazaniem, że pomyliła się wydając certyfikat dopuszczenia do ruchu samolotu TU-154 (był remontowany w Samarze i DOPUSZCZONY do ruchu powietrznego na obszarze jurysdykcji komisji), ew. dlaczego takiego certyfikatu nie wydała i na jakiej podstawie prawnej, oraz że pomyliła się powtórnie dopuszczając do wykorzystania w ruchu powietrznym lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj?

Jest oczywiste, że MAK z góry wykluczył możliwość jakiejkolwiek pomyłki generał Anodiny, tak jak z góry gen. Anodina wykluczyła jakikolwiek związek z katastrofą pułkownika Putina. Ja nawet myślę, że taki związek generał Anodinie nie przeszedł przez głowę, w końcu pochodzi z rodziny o bogatych tradycjach wojskowych, a w takich rodzinach wiedzą, co to KGB i GRU.

Oczekiwanie od generał Anodiny, że wskaże na siebie jako współwinną katastrofy, ew, że wskaże jako potencjalnego współwinnego swojego pracodawcę i dobrodzieja, jest takim samym umysłowym upośledzeniem, jak powierzenie śledztwa w sprawie kraksy samochodu producentowi samochodu i diagnostykowi, który dopuścił samochód do ruchu. No co wskażą? Błędy w konstrukcji? Nieprawidłowości w diagnozie? „Przepraszam państwa, ale w tym konkretnym przypadku wziąłem w łapę za przegląd”?

Czas na oddech.

Żeby generał Anodina nie była samotna, generał Anodinie dzielnie sekunduję ober-prokurator Jurij Czajka, prowadząc kolejne niezależne śledztwo nadzorowane osobiście przez pułkownika Putina.

I tu kolejne pytanie do premiera polskiego rządu: na jakiej podstawie pan premier uznał, że śledztwo prowadzone przez prokuratora Czajkę będzie rzetelne, skoro nieoceniona Gazeta Wyborcza ostrzegała wielokrotnie, że nie będzie?

Tu polecam super interesujące zestawienie wykonane przez naszą koleżankę p. Zuzannę Lenskąhttp://zuzanna.salon24.pl/

Jeśli prokurator Czajka nie dostrzegł związku pomiędzy nagłymi zgonami takich osób jak Anna Politkowska czy Aleksander Litwinienko, to dlaczego robocza hipoteza rosyjskiego sprawstwa miałaby mu pojawić się w głowie w przypadku polskiego TU-154?

No nie mogła, z tej prostej przyczyny, że gdyby do takiego, hipotetycznego działania doszło, to i pan ober-prokurator Federacji Rosyjskiej i pani generał zajęliby się każdą z hipotez, tylko nie tą.

A może było tak, że pan premier nie widział konieczności sprawdzania wszystkich hipotez wersji katastrofy, bo pan premier ma ów szczególny wgląd w sprawy świata tego, które pozwalają mu bez zbędnej zwłoki orzekać o przyczynach różnorakich zjawisk zanim zostaną one ostatecznie wyjaśnione?

Ba, no jeśli tak, to ja będę miał do pana premiera kilka dodatkowych pytań.

O kosmos i... całą resztę... jak to, prawda, wszystko się toczy? I ku czemu zmierza?

Aha, i pytanie bonusowe o Trybunał Stanu. Co to jest? Po co? Dla kogo?

Pozdrawiam

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka