Rolex Rolex
489
BLOG

KOMU GRAJĄ MOSKIEWSKIE KURANTY

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 63

 

Już za chwileczkę, już za momencik… Pararararara Pararararara… Cyrk z żyrandolem będzie się kręcić… Pararararara Pararararara...

Kręcić się będzie Bronek z lampionem, czy wszystkie „mordy” zadowolone?

Pewnie tak, odpowiem posyłając Pankracemu i jego panu przepraszającą myśl, w końcu Pankracy nic nikomu nie ukradł, nie tuszował, nie zamiatał po dywan; generalnie: był czysty.

Pewnie tak, odpowiem po obejrzeniu, jak bardzo „odgięło” psychicznie pierwszoplanowe postacie słynnej szopki, w której czołowi politycy „liberalnego” ugrupowania ganiali się po cmentarzach z kieszonkowymi gangsterami. To już nie ci zastraszeni, spoceni, śmieszni w gruncie rzeczy faceci, bujający się pomiędzy polską prowincją, a już nic nie wartym domem na Florydzie.

„Wielki Bronek” ma to coś, co powoduje, że stan psychiczny poprawia się nie tylko takim szarakom, ale ludziom którzy wykonali dla Wolanda o wiele trudniejsze roboty. Czym był Aleksander Kwaśniewski dla Petera Vogla, tym „Duży Bronek” może być dla wszelkiego pomniejszego płazu; zgodnie z zakresem swoich prerogatyw ma moc przemiany nawet najcięższego wyroku na uroki wolności. Taki „Vizir” – moc wybielania.

Z Bronkiem padaki nie będzie!

Czyżby?

Patrząc na gwałtownie postarzałe twarze głównych rozgrywających z boiska, rozszerzone źrenice, ziemistą cerę, wory pod oczami i stan wątroby (bliski niewydolności w przerabianiu psychotropów) dochodzę do wniosku, że wesoło nie jest i że cena, jaką rozgrywający zapłacili za „immunitet” nie jest najniższa.

Szarża nad smoleńskimi trumnami, wykonana przy udziale wyciągniętych z szafy i upudrowanych „pieszczochów PRL-u” nie przyniosła skutku.

Polacy nie dali sobie wmówić, że zadawanie pytań w sprawie największej tragedii po 1945 roku jest „mową nienawiści”, albo zrozumieli, że może być to „mowa nienawiści” jedynie z puntu widzenia kogoś, kto ma wiele za uszami, tak jak dla każdego oskarżonego mowa prokuratorska będzie pełna jadu i niczym nieuzasadnionej agresji.

„Rosyjska sztuczka”, która podmieniła plan kolejnego ośmieszenia osoby uosabiającej majestat Rzeczpospolitej, tylko dlatego, że nie zgodziła się uczestniczyć w kolejnych rozdziałach „jumania” Polaków z własności i przyszłości, na plan egzekucji, udała się częściowo. Sama egzekucja wypadła poprawnie, nie na tyle jednak, by niezależna, międzynarodowa komisja nie odszyfrowała przebiegu zdarzeń.

Istotą sztuczki było to, by polski rząd, budząc zrozumiałe osłupienie wolnego świata, nalegał na możliwie doskonałe zatarcie śladów. Daje dolary przeciw orzechom, że jeśli kiedyś Rosjanie usłyszą trudne pytania w sprawie katastrofy, będą mogli rozłożyć bezradnie ręce i powiedzieć: „przetopiliśmy fragmenty Tu-154, bo pomimo monitów z naszej strony polski rząd nie zrobił nic, by wrak odebrać. Zaproponowaliśmy przeszukanie miejsca katastrofy polskim archeologom, ale polski rząd ich ostatecznie nie przysłał. Być może procedury oględzin ciał ofiar nie spełniały nowojorskich standardów, ale proszę zauważyć, że za wystarczające uznała je asystująca w nich polska minister zdrowia, w końcu lekarz.”

I to chyba, ta ekspektatywa konieczności odpowiedzi na pytania, na które powinni odpowiadać bezpośredni sprawcy „sztuczki z tutką”, nie daje spać liderom Platformy Obywatelskiej, partii za rządów której zginęło więcej osób ważnych dla funkcjonowania aparatu państwa niż kiedykolwiek po 1945 roku.

Ale drwiący uśmiech sztukmistrza z Kremla to nie wszystko.

Prawdziwy dramat sprawujących w Polsce władzę polega jednak na jeszcze czymś innym. Zbrodnicza, ale i inteligentna ręka moskiewskiego reżysera, wykopała przepaść nie tylko między renegatami a częścią polskiego społeczeństwa, ale również – i to jest szalenie istotne, pomiędzy tą wąską grupą, a olbrzymią częścią aparatu urzędniczego, siłowego i wojskowego; aparatu, który do tej pory był beneficjentem status quo w polskiej polityce.

Nie dziwi mnie zapowiedź likwidacji wojskowego spec-pułku przez ministra Klicha; po wiadrach pomyj wylanych na lotniczy mundur, przy całkowitej BIERNOŚCI i BRAKU REAKCJI ludzi, którzy dopowiadają za ochronę godności tego munduru, wsiadanie do samolotu pilotowanego przez kolegów pilota Protasiuka byłoby jednak ryzykiem.

Jesli nawet miejsce dziennikarzy w zadawaniu pytań smoleńskich przejmie dziennikarstwo obywatelskie (tu proszę tych KILKU odważnych, by nie brali sobie moich wielkich kwantyfikatorów do siebie; bez urazy, ale wasza odwaga nie wystarcza za środowisko), to to właśnie dziennikarstwo obywatelskie bedzie zadawać niewygodne pytania nie tylko w imieniu garstki nic nie znaczących obywateli, ale również w imieniu kolegów poległych pilotów, pozostałej przy życiu polskiej generalicji nieposiadającej certyfikatów GRU, kolegów poległych funkcjonariuszy BOR-u, znajomych i przyjaciół skrytobójczo zamordowanego szyfranta Zielonki; ludzi, którzy znali i cenili Grzegorza Michniewicza.

Będzie również zadawać niewygodne pytania w imieniu rodziny i przyjaciół Jerzego Szmajdzińskiego, Jolanty Szymanek-Deresz, Jadwigi Jarugi-Nowackiej, Sebastiana Karpiniuka i Macieja Płażyńskiego.

Donald Tusk i jego wąska grupa politycznych przyjaciół znalazł się wobec całkiem szerokiego, w sensie politycznym, spektrum żałobników.

A skoro on sam uznał za stosowne doprowadzić do wyjaśnienia wszystkich wątków w sprawie samobójstwa Barbary Blidy, w interesie postkomunistycznej lewicy, trudno mu teraz będzie uporczywie odmawiać tego samego w sprawie mocno podejrzanej śmierci aż kilku głośnych nazwisk z tego środowiska.

Nie wierzę również, by wśród wszystkich posłów Platformy Obywatelskiej dało się przeprowadzić akcję lobotomii w sprawie ich kolegów i przyjaciół, którzy stracili życie pod Smoleńskiem.

Fotografie i kwiaty można usunąć, niech nie rażą wrażliwych oczu, pamięć pozostaje.

„Grupa specjalna” stąpa po cienkim lodzie. I dlatego stara się wszelkimi dostępnymi metodami wdrukować Polakom skojarzenie wątpliwości w sprawie smoleńskiej z jedną grupą polityczną i jednym człowiekiem. Ale to się nie uda.

A na koniec sprawa, z której być może lokatorzy najważniejszych gmachów nad Wisłą nie do końca chcą zdawać sobie sprawę. A jeśli sobie zdają, to ta świadomość jeszcze lepiej tłumaczy ich histerię i ich strach przed czymkolwiek, co się z 10 kwietnia kojarzy.

Jakiekolwiek nie będą losy smoleńskiej tajemnicy, w jakimkolwiek bądź kraju nie podejmie się próby wyjaśnienia jej rzeczywistego przebiegu, jest jasne, że tropy nie mogą prowadzić na Kreml.

Jeśli gdziekolwiek i ktokolwiek zabierze się za profesjonalne dochodzenie w tej sprawie, przyszłość wszystkich ludzi łączących w jakikolwiek bądź sposób katastrofę z Kremlem, a nie podlegających jego jurysdykcji i opiece jego służb, rysuje się w bardzo czarnych barwach.

A nawet jeśli nikt nigdy miałby nie podjąć takiego dochodzenia, czysta pragmatyka działania gangu nakazuje, wcześniej czy później, pozbyć się niewygodnych świadków.

Dlatego z zadumą przyglądajmy się władzy, żyrandolom, limuzynom, bankietom.

Patrzymy na kandydatów na pensjonariuszy szpitala psychiatrycznego, a i to, jeśli sprawy ułożą się zaskakująco pomyślnie.

A wracając na koniec do „Dużego Bronka” i jego ułaskawiających prerogatyw.

W tej sprawie, w żadnym jej zakresie i aspekcie, ułaskawianie nie leży w zakresie jego kompetencji.

Pozdrawiam

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka