Rolex Rolex
9044
BLOG

ŻYCIE INTELEKTUALNE DZIKICH

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 162

 

W internecie można już obejrzeć prezentację prof. Kazimierza Nowaczyka i prof. Wiesława Biniendy. Zapraszam serdecznie, sam obejrzałem z wielkim zainteresowaniem; każdy kto interesuje się wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej powinien; ten kto tylko deklaruje, że się interesuje , a tak na prawdę zależy mu na ochronie własnej pupci, też powinien - dobrze jest pupcie odpowiednio utwardzić, skoro już widać, że jednak trenowana będzie.

Prezentacje można obejrzeć tu: http://kn.webex.com/kn/ldr.php?AT=pb&SP=MC&rID=95425862&rKey=be86630d930c8b14

Polecam. Dzisiaj jednak chciałem napisać nie o samych prezentacjach i wnioskach z nich płynących, ale kilka rzeczy na marginesie; rzeczy równie istotnych jak same prezentacje, bo pozwalających perfekcyjnie uchwycić rzeczywistość, w której żyjemy.

Otóż jeśli ta rzeczywistość byłaby taką sobie normalną rzeczywistością, to prezentacje obydwu panów powinny zostać powitane z radością; nie sposób sobie wyobrazić (w takiej normalnej rzeczywistości), żeby ktokolwiek w kraju, który dotknęła straszna katastrofa zabierająca żniwo w postaci śmierci posłów różnych partii, śmierci ikon polskiej historii najnowszej, urzędującego prezydenta RP wraz z małżonką, dowódców armii, nie cieszył się, że wielkiej sprawie wyjaśnienia przyczyn tragedii przybyło dwóch istotnych sojuszników.

Tak się nie stało; to znaczy ludzie uczciwi, a więc dążący do prawdy powitali ten wkład z radością; ludzie sowieccy, a więc ci z którymi przyszło nam dzielić dom, tradycyjnie, po sowiecku. Warto prześledzić charakterystyczne rysy postaw i zachowań, żeby typologię człowieka sowieckiego uzupełniać i doskonalić, bo będzie nam kiedyś potrzebna w dziele edukacji i resocjalizacji.

Zanim jednak przejdę do opisów, kilka zdań ogólnej natury. Otóż sowietyzm i wychowany przez niego człowiek sowiecki stoi cywilizacyjnie niżej niż człowiek świata Zachodu. Niejednokrotnie pisałem o kłopotach trapiących świat Zachodu; przy całej jednak ich gamie, pomiędzy cywilizacją, nawet z problemami, a anty-cywilizacją jest przepaść nie do zasypania, tak jak pomiędzy rodziną, w której trafił się narkoman, a ojciec stracił robotę, a domem publicznym, choćby nawet „działał bez zarzutu” i przynosił kolosalne dochody.

Efektem tej przepastnej różnicy jest niższość technologiczna. Jest ona efektem niezapoznania zasady, że „scire propter scire”, a nie „scire propter uti”. Wiele z komentarzy – sądzę że wprawiających w głębokie zdumienie pracujących za granicą polskich naukowców, było odbiciem tej właśnie różnicy mentalnej.

Jeden z kolejnych duplikatów tej samej myśli przewodniej zamartwiał się, czy aby naukowcy nie działają z osobistych pobudek. A jakie to ma znaczenia przy dochodzeniu prawdy o katastrofie? Przede wszystkim dochodzi się do prawdy, fakt umiłowania przedmiotu jest jak najbardziej pożądanym, ale jednak dodatkiem.

Inny „okaz” zadziwiał się dlaczego jeden z prelegentów szeroko opisał swoje osiągnięcia naukowe i pozycję zawodową. Przyznam się, że czytając parsknąłem śmiechem. W sowietach nie istnieje pojęcie personalizmu, a więc osiągnięcia elementu masy pozostają osiągnięciami masy, nie wolno ich przypisywać sobie, dlatego sowieccy naukowcy „reprezentują nasz sławny instytut”, „są wychowani w naszej ludowej Ojczyźnie”, „są wierni resortowi”, bądź „są odbiciem troski jaką nasz Ojczyzna otacza ludzi nauki”. Inna rzecz, że prezentowanie rzeczywistych osiągnięć musi irytować ludzi be właściwości i osiągnięć, to zrozumiałe.

Ale najciekawsze kuriozum z punktu widzenia badacza dzikich to zadziwienie, jak można było podjąć badania bez właściwej bumagi i czy aby na pewno tam, w tym USA, gdzie murzynów biją, odpowiednie władze certyfikowały ten wkład?

To zabawne odbicie sowieckiego przekonania, że wszystko co się porusza, porusza się za zgodą najwyższych władz. Już chan Mongołów pisał w wieku XIII jako to ptaki w jego państwie latają, bo on tak chce, Mógłby nie chcieć chcieć i wtedy by spadły, ale jest dobrotliwy.

Wolność badań jest podstawą rozwoju nauki, o ile pozostają w szeroko zakreślonych ramach przedmiotu, a nie ma nic bardziej właściwego dla przedmiotu badań katastrof niż katastrofa.

Bardzo symptomatyczne były też żądania, żeby natychmiast przekazać pytającym anonimom wszelkie modele i szczegóły oprogramowania – zapewne do nieodpłatnego użycia. Aż się zdziwiłem, że nie padło słuszne sowieckie żądanie, aby przekazać również komputery i laboratoria. Przecież dopóki się nie ukradnie, nie złupi, to się nie ma i nie umie.

To charakterystyczne sowieckie zdziwienie, że „u nich wsio było!” zarejestrowane przez rosyjskich żołnierzy wizytujących gruzińskie koszary, ujawnia się nie tylko na dole hierarchii, wśród wiecznie głodnych, poniżanych i batem pędzonych sołdatów, ale i na górze, jak wtedy kiedy władze państwa kagiebistów obraziły się, że Brytyjczycy potrafią prześledzić drogę pierwiastka radioaktywnego z dokładnością do milimetra i jeszcze – jak na złość, wskazać, w których zakładach i kiedy został wyprodukowany.

Tutaj zawiodła wiedza o amerykańskim komputerze pokładowym, który przez niedopatrzenie nie spłonął i przez zupełną głupotę został oddany w ręce producenta. A ten zachował zapisane na nim dane i to w zakresie, w jakim kagiebiści i sowieciarze nie sądzili, że się da.

Sprawa jest rozwojowa, bo jeśli da się przeanalizować zachowanie takiego elementu jak skrzydło, to da się również przeanalizować zachowanie bryły całego samolotu zgodnie z zapisanymi parametrami lotu. Skoro nie było brzozy, to nie było półbeczki i dalszych konsekwencji, ale powstaje pytanie: co było?

Dlatego byłoby wspaniale, gdyby prof. Wiesław Binienda uczynił sprawę katastrofy smoleńskiej tematem zbliżającego się kongresu w Pasadenie, tak jak zapowiedział. Będą tam najwyższej klasy fachowcy za całego świata. Będzie tam zapewne pan Miller, Klich, Hypki i Jaś Flanela, będzie więc szansa na wymianę doświadczeń i znalezienie wspólnego mianownika pomiędzy wiedzą a magią opartą o widzenie jak to: „walnęło to się urwało”. Posadzi się to i posiedzi.

A na koniec jeszcze jedna uwaga; otóż dochodzi czasami do takich starć para-zawodowych pomiędzy dziennikarzami a publicystami – blogerami, takimi jak ja. Jeden z elementów tego sporu, to jest to, że ci pierwsi są zawodowcami, a w związku z tym reprezentują opinie wyważone i wypośrodkowane, a ci drudzy amatorami, którzy mają w zwyczaju reprezentować postawy skrajne.

I teraz mam takie pytanie; czy panowie profesjonaliści uważają, że tematu nie ma? Macie w ręku klucz do kariery. „Ustalenia komisji Millera podważone przez specjalistów z NASA”, „Kiedy reakcja członków komisji Millera?”. Sensacja goni sensację!

Nie? To nie opowiadajcie, że siedzicie okrakiem na barykadzie, że zajmujecie wyważone stanowisko... Zajmujecie bardzo konkretne stanowisko przejawiające się brakiem elementarnej odwagi i jest to jeden z powodów tego, że jesteśmy, gdzie jesteśmy.

Pozdrawiam   

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka