Rolex Rolex
15473
BLOG

O SKRZYDŁACH, BRZOZACH, MASKIROWCE I O POLSCE

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 217

 

 

Od jakiegoś czasu nie biorę udziału w tak zwanym obywatelskim śledztwie smoleńskim. Dlaczego? Bo inni robią to lepiej, szybciej, i bardziej fachowo. Są lepsi, sprawniejsi, również intelektualnie, w rozwiązywaniu łamigłówek i tropieniu śladów. Polecam Państwu tekst Amelki w najnowszym „Polis”:

http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=901:wspolne-czytanie-wieloznaczno-paschy-michaia-mao&catid=348:dzielnica-krytykow&Itemid=344.

Polecam wszystkie teksty w najnowszym „Polis”, w tym FYM-a polemikę z moim tekstem, ale na tekst Amelki chciałbym zwrócić szczególną uwagę, bo ten tekst jest świadectwem jak sprawni intelektualnie potrafią być Polacy, i w jakim stopniu przewyższają inne narody zachodu w rozumieniu i czytaniu Rosji, która w komunikacji ze swoimi poddanymi, przyjaciółmi i wrogami posługuje się szczególnym rodzajem kodu; kodu niezrozumiałego na Zachodzie.

Miałem takie osobiste doświadczenie rozmowy, w której człowiek Zachodu prosił mnie o wytłumaczenie jakiegoś fragmentu rosyjskiej literatury. Opowiedziałem o czym to jest, tak jak to ja odebrałem w trakcie lektury, na co on się strasznie zdziwił, bo on tam nic takiego nie wyczytał. Dla zrozumienia rosyjskiego luda, tej bardzo złożonej, mrocznej kultury trzeba przez setki lat sąsiadować, okupować i być okupowanym, pić wódkę i jeść śledzia.

Nie uczestniczę w śledztwie smoleńskim, ale chętnie natomiast służę łamami (czy blog ma te „łamy”?) swojego bloga wszystkim, którzy to czynią, i jestem za tę ich robotę szczególnie wdzięczny.

A jako pewnego rodzaju świadek ich tytanicznym wysiłków, w bardzo wzruszający sposób polskich, w rozumieniu najszlachetniejszego rysu polskiej kultury, który nie pozwala być cynicznym i obojętnym w obliczu niesprawiedliwości i krzywdy, bez względu na wszelkiego rodzaju koszty i obciążenia (również potworne obciążenie psychiczne), pozwalam sobie od czasu do czasu skomentować stan tych naszych wysiłków; dzisiaj komentarz wywołany tekstem FYM-a:

http://freeyourmind.salon24.pl/369431,krotka-historia-pewnego-wypadku.

Wiemy, że w grupie ludzi intelektualnie i moralnie zdolnych do zmierzenia się z tragedią smoleńską; z tymi, na których ta tragedia nie podziałała tak jak sobie ktoś umyślił, że zadziała, bazując na błędnej ocenie Polaków, jako już strawionej i wyplutej (żeby nie brnąć w obscena) masy humanoidalnej, kierującej się w życiu najprostszymi instynktami z dominującą rolą strachu, powstały dwa, zasadnicze i pozornie przeciwne sobie stanowiska.

Pierwsze bazuje na materiale, który mamy. Dostaliśmy od kagiebistów z Rosji. Komputer pokładowy i jego zapisy, zapisy TAWS, innych rejestratorów lotu. I tyle, bo żadnych materialnych dowodów nie dostaliśmy do dzisiaj, jakby ktoś nie wiedział. Na podstawie tych zapisów komisja Anodiny (Morozowa) i Millera (Morozowa) dostarczyła nam raport w różnych wersjach językowych.

Z jakichś powodów nie udało się dostosować tych zarejestrowanych danych do opublikowanej wersji wydarzeń; tych lansowanych od 10 kwietnia 2010 roku i z uporem maniaka powtarzanych przez słabo opłacanych funkcjonariuszy, a opłacanych po to, żeby osobom odpowiedzialnym nie stała się krzywda.

Przypomnijmy te tezy dla porządku. Polska to kraj idiotów, i żadne najbardziej fachowe i wyspecjalizowane szkolenie nie jest w stanie zrobić z idioty nie-idiotę. Polak jest generalnie śmiertelnym zagrożeniem dla otoczenia, szczególnie w zderzeniu z techniką. Dodatkowo najczęściej jest pijany (albo skacowany), więc to, że różnego rodzaju duże maszyny, którymi Polacy kierują nie rozbijają się setkami zawdzięczamy szczególnym względom Opatrzności. Kiedyś było dużo lepiej, bo mieliśmy wypracowane latami procedury sowieckie, jak wiadomo najbezpieczniejsze na świecie, a potem przyjęliśmy amerykańskie, a wiadomo, że kowboje nie mają za dużego szacunku do bezpieczeństwa własnego, swoich rodzin, narodu i globu. No a że trafiło na idiotów, to myśmy te procedury doprowadzili do stanu podręcznika dla samobójców.

W tę wersję wierzy spora grupa sowieckich i post-sowieckich agentów, bo to ich zawód, kilku nieudaczników zarobiło pieniądze na propagowaniu tej wersji; jest grupa ludzi ubogich umysłowo - jak jedna z moich znajomych, która rozesłała spam z pytaniem, czy jeśli wiemy, co stanie się z Tico (tu zdjęcie Tico na drzewie) po zderzeniu z drzewem, to czy Tupolewa na drzewie można już sobie dopowiedzieć? I z natychmiastową odpowiedzią, że to powinien umieć sobie dopowiedzieć każdy, kto miał w szkole średniej fizykę. Odpisałem, że wszystko święta prawda, ale czy – dajmy na to, czołg albo Tir też się zachowuje zgodnie z prawami „tej fizyki”, i czy skoro znajoma tak udanie żongluje główkuje piłką pingpongową, to czy nie chciałaby spróbować z jakimś elementem składowym Stonehenge?

Nie odpisała już nigdy z czego wnoszę, że albo już mnie nie lubi albo spróbowała i nie żyje.

I jest jeszcze grupa ludzi, która nie wierzy, ale twierdzi, że wierzy, bo doświadczyła okupacji albo tajniacy złamali im życie, i oni nie chcą przyjąć do wiadomości, że to się może powtórzyć (wrócić), a całe dwadzieścia lat złudzeń i wiary w kontynuacje serialu „Dynastia” nad Wisłą, było tylko złudzeniem, bo nikt nie wpłaci za nich 3,000,000 złotych kaucji jakby co, ani 300,000, ani 30,000, a i z 3,000 pewnie byłby kłopot, 300 dałoby radę, a jakby 30 to nawet nie trzeba by od sąsiadów pożyczać.

Z jakichś, nieznanych mi powodów odczyty tych wszystkich urządzeń nijak się nie chcą zgodzić z tą oficjalną wersją. I tu mam pierwszą zagwozdkę – dlaczego nie chcą? Przypomnijmy, że dane odzyskane z urządzeń pokładowych (przyjmijmy, że tego Tupolewa i w tym Smoleńsku) były na tyle niekompatybilne z realizacją polskiego podżyrowania wersji o idiotach dla idiotów, że polska komisja sama musiała się zamienić głowami z motyką, i od pewnego momentu zamiast rekonstruować trajektorię lotu według zapisu, cyrklem i linijeczką mierzyła sobie na ekranie różne rzeczy widoczne na tak zwanej wystawie zdjęć niejakiego Amielina (największego naukowego, żyjącego, smoleńskiego autoritieta) - znanego w Okręgu Smoleńskim przyjaciela lokalnych oddziałów Specnazu.

Ten mityczny Amielin „zapłodnił” swoją wizją wykonaną amatorskim aparatem fotograficznym nie tylko przywołaną komisję z motykami zamiast głów, ale również wielu ludzi, którzy nie zapłodnieni nie zrealizowaliby się literacko, a zapłodnieni się zrealizowali i weszli na stałe do panteonu twórców totalitarnej propagandy. Przy realizacji zadań której trzeba mieć naprawdę motykę zamiast twarzy.

I tym właśnie zapisom parametrów, które nie pasowały komisji Millera dla podparcia hańbiącego raportu (hańbiącego członków tej komisji i naród jako wspólnotę) zaczęli przyglądać się specjaliści, którzy z racji odległości nie są narażeni na tę przedziwną klątwę smoleńską, za sprawą której archeolog ginie, jeden z najwybitniejszych specjalistów od lotnictwa cywilnego też, badań fonograficznych nie można zakończyć od roku, o badań związanych z sekcją zwłok jednej z ofiar od trzech miesięcy, bo czyjaś tam choroba... Czy tam urok...

I z tych badań wyłania się obraz, z którego nijak się nie da poskładać serwowanej przez idiotów idiotom narracji, i już dziś można postawić taką tezę (bazując na tych, otrzymanych od kagiebistów nośnikach):

Jakkolwiek nie wyglądał albo wyglądał lot i katastrofa Tu-154 w Smoleńsku, nie przebiegał on tak jak opisuje to tandem Morozow/Miller. Co więcej, ich wersja jest wewnętrznie sprzeczna, a prezentowane przez nich „wyniki dociekań” powstały w efekcie manipulacji przyjętymi jako rzeczywiste danymi. Ta manipulacja była świadoma i celowa, bo praca wytworzenia łże-raportów była w gruncie rzeczy trudniejsza niż zwyczajne ustalenie prawdy.

Przecież jeśli katastrofa (rzeczywista lub rzekoma) odbyłaby się według idiotycznej wersji, to nic łatwiejszego niż przekazać dane dwóm – trzem ośrodkom na świecie, niech odczytają i musi się zgadzać i w Moskwie i Paryżu, i w Warszawie, i w Ohio, bo nie ma innej możliwości. Prezydent-generał-pilot-brzoza-beczka-bum, kokpity, fotele w mikrony, wiatr je wywiewa, 50% zostaje w postaci dwóch-trzech kawałków i tysięcy drzazg, bo tak jest. Sprawa zamknięta, wiemy o sobie jako o narodzie to co powinniśmy wiedzieć, a Rolex od półtora roku gorąco zachęca, żeby poprosić o szybką aneksję Niemców, albo Ruskich, albo Czechów, Słowaków, Litwinów, Kosowarów, wsio rawno, byle szybciej zanim wyprodukujemy kolejne nieszczęście.

Ale jest problem, bo nie chce wyjść tak jak w tych rysowankach i animacjach Morozowa z Millerem. Animacja jest tutaj zresztą szczególnie ucieszna (albo byłaby gdyby nie upiorność tej całej sprawy), bo ona jest – że się zapytam na podstawie czego? Tak konkrietno? Wzoru na tapecie na Kremlu? Jakiegoś szczególnie fajnego odcinka załogi G (był taki film)? Nikt nie wie. Chyba najpierw był scenariusz, a potem ktoś na szybko zrobił w 3D.

I tutaj zbliżamy się do zaprezentowani drugiego z przyjętych stanowisk, świetnie ujętego w linkowanej przeze mnie notce FYM-a powyżej, i w kontekście tej drugiej teorii, zwanej różnie: teorią 2M, „maskirowki”, etc...

Zanim przejdę do jej omówienia, to najpierw sformułuję zarzut, który fenomenalnym skądinąd i ponownie świadczącym o skali naszych narodowych możliwości badaniom otrzymanych zapisów się stawia właśnie z jej perspektywy. Najprościej ująć go tak:

Po co badać ruskie dane, skoro on są z samej definicji „ruskiej danej” fałszywe?

Nic co weszło z łapy kagiebisty nie odpowiada prawdzie, już choćby dla sportu, a cóż jeśli mówimy o poważniejszych rzeczach. System sowiecki jest oparty na kłamstwie, i system polskiego kundlizmu też. Jest oparty na kłamstwie wielkim i bezczelnym.

Prawda? Prawda.

Ale ja uważam, że badać trzeba. Dlaczego? Otóż jeśli ktoś – jak mówi teoria 2M, rozsypał trochę lotniczego złomu w podsmoleńskich krzakach, to to wyjdzie w badaniach. Po prostu nie da się tego wszystkiego złożyć do kupy, to znaczy wykonać drogą żmudnych obliczeń rekonstrukcji przemieszczania się bryły samolotu w jakikolwiek fizycznie wytłumaczalny sposób. I będzie to dowód.

Silny i mający swoje konsekwencje polityczne. Bo każdy może ze strachu przed konfliktem na niewyobrażalną skale udawać, że Rosja to jest normalne państwo demokratyczne, tylko trochę inne, bo bukwami pisane, ale kto da technologie? Kto pozwoli je kraść? A przecież technologicznie, jak nie ukradnie, to się rozpadnie, i dotyczy to wszelkich komunistycznych państw-patologii.

Może wyjdzie z tych badań jak w śledztwie w sprawie Litwinienki, który według Moskwy zakrztusił się herbatą, czy inną ością, bo Moskwa była zbyt zacofana, żeby przewidzieć, że ten ich kagiebowski „majstersztyk” z polonem nie dość, że da się wyśledzić jak się ma pojęcie o nauce, to na dodatek dowieść, gdzie i kiedy wyprodukowany? Nie jest to wykluczone, to znaczy nie można tego na tym etapie wykluczyć, dopóki badania się nie zakończą. To by znaczyło, że jednak oni stoją na cywilizacyjnie niskim poziomie i po prostu chrzanią robotę, jak w Budionnowsku, przy wysadzaniu własnych obywateli, czy właśnie w przypadku Litwinienki.

A jeśli jednak nie?

To tutaj zaczyna się pokusa kalkulacji. Ja ją dostrzegam, ale jednocześnie zastrzegam, że Boże uchowaj nie podejrzewam profesorów pracujących na modelach o uleganie takiej pokusie. Jeśli się pojawi, to wyjdzie z kręgów politycznych. Mając taki dowód w ręku (a więc mając udowodnione, że to co leży na ziemi w stanie jakim leży nigdy nie było samolotem, chyba że zadziałała na samolot siła ze źródła nieznanego nauce powodujące parowanie aluminium) można na Rosję wywierać presję. I ta presja może spowodować, że Moskwa uzna, że bardziej jej się opłaca odpuścić sobie Polskę i jej zastepy agentów w Polsce, niż brać na siebie odium masowego, i nieznanego w dziejach cywilizowanych krajów morderstwa dokonanego na pokojowej delegacji, do tego żałobników. Mogą ogłosić (a już to sugerowali podnosząc latem tego roku rzekomą konieczność przeprowadzenie dodatkowych badań pirotechnicznych na wraku), że bomba owszem, ale w Warszawie. A jak przyziemiło to się rozerwało. I niech sobie „Polactwo” duma, co zrobić z tym fantem. Można założyć, że „Polactwo”, kiedy tylko zauważy, że matołectwo miejscowe nie korzysta już z kurateli Moskwy, kiełbasy jak nie było tak nie ma, to rozerwie na strzępy; tak bez sądu, dla zasady, a świat się tym tyle przejmie co losem Ceausescu, jego żony, i innych Kadafich, o czym uczciwie przypomniał prezydent Obama podczas swojej ostatniej wizyty w Warszawie.

I tu jest węzłowy problem w naszym sporze. Bo taka, ewentualna kalkulacja, nie jest już wcale taka szlachetna jak pobudki, które nami wszystkimi kierują. Bo ubrudzimy się godząc na kłamstwo, które daje nam pewne korzyści. Duże korzyści, kolejną szansę na zmiany, ale jednak kłamstwo. Jest częściowa sprawiedliwość, ale ten bilans dobro-zło, prawda-kłamstwo jednak zostaje zachwiany. Trochę to tak jakbyśmy poszli, dajmy na to w 1990, na ugodę, że w Katyniu strzelali ci z PZPR, UB, SB, WSW więc mamy moralne prawo ich sobie powywieszać. Korzyść cywilizacyjna nieprawdopodobna, ale skoro piszę dla „Miasta Pana Cogito” to nie po herbertowsku, nie po chrześcijańsku, nie po europejsku...

I mamy teraz rdzeń tej drugiej teorii, której najwybitniejszym twórcą jest mój kolega z Miasta Pana Cogito, FYM, i którą można spróbować sprowadzić do dosyć prostego zabiegu myślowego.

Jeśli 10 kwietnia wszystkie możliwe wysoko wyspecjalizowane służby dwóch państw NIE DZIAŁAŁY W OGÓLE, to ktoś wcisnął przycisk i je wyłączył. Zauważmy. 10 kwietnia nie działają: media, bo nie ma ich na Okęciu, kamery na Okęciu, kamery w Smoleńsku, nie działa wywiad, kontrwywiad, satelity nie robią zdjęć, latarnie, radary,lotnisko, służby medyczne obydwu krajów, BOR się pałęta bez sensu po lesie, sztab antykryzysowy się zawiesza, specjaliści od katastrof znikają jak sen złoty, służby dyplomatyczne nie działają, prawnicy nic nie wiedzą... amba jak to się mówiło w mojej szkole. Jakby Kononowicz by prorokiem – nie ma nic.

I jesteśmy tutaj w lepszej sytuacji intelektualnej niż w przypadku „inteligentnego projektu”, bo żadnej transcendencji nie trzeba zakładać. Obracamy się pośród ludzi, którzy podejmują decyzję i są świadomi swoich działań.

Jeśli do tego dodamy te godziny zmontowanych ordynarnie zeznań lekarek i ratowniczek sowieckich, które potem znikają przechodząc łagodnie w niebyt z bytu; tych strażaków, którzy byli pa minucie i jednoczenie po pół godzinie tworząc jakieś nieistniejące equlibrium, w którym czas i miejsce nie odgrywa już żadnej roli, to tak – drogi FYM-ie masz rację. To jest montaż, to jest maskirowka, bo po cholerę ktoś by się biedził by się z tymi wszystkimi manipulacjami, gdyby to prawda idiotów dla idiotów była prawdziwa, a wszyscy nieprzyjaciele putinowskiej Rosji w Polsce polegli w jednej sekundzie z własnej winy? Można robić defiladę w Moskwie (i w Warszawie), bo Rosjanie mieli nieprawdopodobnego farta w historii, jak nigdy, i pozamiatane z dopustu Bożego. Mamy kontrakt na gaz, Nord Dtream, Eurazję z Gruzją, no co tam się duszy Kozaka zamarzy...

Teraz proszę, wszelkie instytucje jawne i tajne, zapraszamy na Siewiernyj, pobadajcie sobie kliniczny dowód na skretynienie narodu. Róbcie konferencje w Pasadenie i w Curacao, nasz wielebny Morozow was zaszczyci i objaśni nie ukrywając sowieckiej satysfakcji z jakimi to niebezpiecznymi debilami przyszło wam współmieszkać na tym globie.

Ale mamy problem, Houston :) Jakbym się z Tobą, FYM-ie, nie zgadzał w tym przeczuciu, w tym drobiazgowym zbieraniu poszlak, w narzucającej się pełną oczywistością obrazie sowieckiego kłamstwa, bliźniaczego z tymi wysadzonymi rosyjskimi blokami i ze złapanymi kagiebowcami targającymi worki z hexogenem, jakbym nie rozmawiał z tymi Rosjanami, Ukraińcami, Łotyszami, i każdym, kto to wschodnie plugastwo zna, bo go doświadczył, więc wie.. Nie mamy twardych dowodów. Mamy twarde poszlaki. I tu jest druga trudność... Proces poszlakowy zawsze pozostawia przestrzeń na wątpliwości. Bo może raz na biliard przypadków się wydarzyło? Wyparowało, znikło, może z tymi czarami to tak nie do końca przesada... Może bilokacja i dematerializacja są fizycznie możliwe, może...

I to by było tyle na ten temat. A czułem się w obowiązku zaprezentować swoje stanowisko, bo wielu moich Czytelników mnie o to pyta. Wczoraj zetknąłem się też z czymś, z czym nie sądziłem, że się zetknę, a mianowicie z posądzeniem o nieczystość intencji, więc wykładam uczciwie, żeby nie było już wątpliwości.

Uważam też, że wszystkie próby, te płynące ze szlachetnego serca, wiedzy, doświadczenia, zmierzające do dotarcia do ludzi z informacją, że są okłamywani i że nie mogą pozostawać w stanie kłamstwa, bo uschną, zdegenerują się, są warte wspierania, wszelkiej pomocy i zachęty. Ale nie możemy pozwolić się dzielić; żadna z tych dróg – czy to falsyfikacji ruskich „dez”, czy to żmudnego zbierania poszlak absolutnie i w żadnym punkcie się nie wyklucza. Boli „ciemniaków” tak samo dotkliwe. I potęguje ich strach... I dobrze...

 

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak co roku o naszych bohaterach mieszkających za wschodnią granicą pamięta Stowarzyszenie Odra-Niemien. Gorąco apeluję o wsparcie. Niech ludzie, którzy narażali życie za naszą wolność odczują naszą wdzięczność i pamięć.

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka