Rolex Rolex
12266
BLOG

ZESPÓŁ - DWA LATA PO KATASTROFIE

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 338

foto: Jan Świrski

Zgodnie z zapowiedzią złożoną już dość dawno, prezentuję drugi z cyklu trzech wpisów dotyczących badania katastrofy smoleńskiej, tym razem poświęcony działaniom i osiągnięciom Zespołu Parlamentarnego ds Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej. Jak w dyskusji pod poprzednim wpisem zauważyli dwaj dyskutanci; p. Aleksander Ścios i p. Marek Dąbrowski być może lepiej byłoby, gdybym poczekał z taką obywatelską recenzją do czasu opublikowania raportu z prac Zespołu, która to publikacja zapowiadana jest na 10 kwietnia 2012 roku.

Zdecydowałem się jednak na jego (uprzedzającą zamkniecie pewnego etapu prac Zespołu) publikację  z aż czterech powodów: po pierwsze dlatego, że specyfika prac parlamentarnych może spowodować naturalne opóźnienie jego opublikowania, po drugie dlatego, że prace zespołu są jawne, więc nie spodziewam się w raporcie żadnych zaskakujących i przełomowych wniosków, po trzecie dlatego, że przekładając notkę o dwa miesiące zerwałbym założoną ciągłość wszystkich trzech notek, co rozmyłoby ich łączną wymowę, ponadto zatarłoby świadectwo czegoś bardzo specyficznego, czegoś, co stało się z rozumniejszą częścią narodu (tą trzeźwiejszą), a co może prowadzić do wniosków, że albo jest poddawana bardzo swoistej psychostymulacji i psychomanipulacji, albo znajduje się w stanie głębokiego stanu schizofrenii ogólnonarodowej, jako konsekwencji komunizmu i post-komunizmu (garść przemyśleń na temat roli i znaczenia pracy zespołu może okazać się jakimś remedium, choć nie ma złudzeń co do jego stuprocentowej skuteczności).

A po czwarte, przed 10 kwietnia, a więc przed datą opublikowania raportu, i przed obchodami drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej, nasilą się medialne manipulacje już oszołomionym psychomanipulacjami narodem, których celem będzie zdezawuowanie osiągnięć Zespołu - a można i należy je uprzedzić - ale o tym na końcu.

Zespół Parlamentarny ds Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej został powołany do istnienia 7 lipca 2010 roku, zgodnie z informacją zawartą w piśmie przesłanym Marszałkowi Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej.

Zanim omówimy skrótowo umocowanie prawne Zespołu w strukturze polskiego parlamentu, warto przypomnieć okoliczności, w jakich Zespół powstawał. Otóż lipiec 2010 roku był jednym z tych szczególnie podłych miesięcy, w którym każdy szanujący się żurnalista (przepraszam tych nieszanujących się, za to uczciwych) nie zakończył dnia dopóki nie napluł na Wojsko Polskie, pilotów, generalicję; nie zjadł śniadania dopóki nie przeprowadził wnikliwej analizy psychologicznej post-mortem załogi i pasażerów, a nie położył się spać, dopóki nie odmówił modlitwy za rychłe wyprowadzenie doczesnych szczątków pary prezydenckiej z Wawelu do samego Lenina.

Ja tak sobie myślę, wspominając tamten czas, że ten okres neo-Peerelu zostanie kiedyś określony mianem „Wielkiego Powszechnego Szmalcownictwa”. W tym samym miesiącu, w lipcu, naprzeciw Wawelu znany producent piwa uznał za stosowne wywiesić ogromny bilbord „Zimny Lech”, a za pasem czaił się już kolejny okres narodowego festiwalu miłości, realizujący się w radosnych pracach społecznych polegających na usuwaniu kwiatów, krzyży, lżeniu staruszek i wypróżnianiu się na znicze.

No i krzyż z puszek piwa tej samej marki, która reklamowała się pod Wawelem; jak się okazało trwały sukces marketingowy – w pewnych kręgach spożycie wzrosło, a ja na przykład zapamiętam do końca mojego albo tej firmy i do ust nie wezmę, bo mnie fizycznie odrzuca, i to też jest dowód na skuteczność reklamy.

Za badanie przyczyn katastrofy zabrała się prokuratura i komisja państwowa, ta która się rzekomo zna na wypadkach lotniczych. Współpraca z Rosją układała się świetnie, skrzynki, wrak były w drodze do Polski - jeździł po nie kilkukrotnie pan minister, ziemia w Smoleńsku wciąż jeszcze przesiewana była na głębokość metra. WSZYSTKIE organy władzy państwowej były zgodne, co do przyczyn oraz przebiegu katastrofy.

Oficjalny patronat nad utrwalaniem wersji znanej z godzin przedpołudniowych z dnia 10 kwietnia 2010 roku roztoczył sam Prezydent Miedwiediew, który w grudniu 2010 miał ogłosić obowiązujące hasło tego patronatu, to jest: Nie wyobrażam sobie, by polskie i rosyjskie ustalenia w śledztwie po katastrofie smoleńskiej się różniły”. Wszyscy, którzy z taką zaciekłością (pod wpływem psychomanipulacji) atakują wszelkie hipotezy niedostatecznie ich zdaniem oparte o organoleptyczne badania oryginałów zapisów czarnych skrzynek, wraku, oraz innych materialnych dowodów pozostałych po katastrofie, w tym akurat przypadku przebłysku geniuszu analitycznego nie podnosili larum. Dlaczego? Nie podano im psychostymulantów, więc tkwili w odrętwieniu.

Rodziny poległych 10 kwietnia 2010 roku przechodziły gehennę. Pozbawione jakiegokolwiek wsparcia polskiego państwa, narażone na aroganckie pohukiwania hunwejbinów, którzy znów po wielu latach powrócili do władzy, mogły jedynie pocieszać się, że wchodzą po raz kolejny w rolę wdów i sierot piszących do prezydenta Bieruta prośby o wskazanie miejsca, w którym pochowano ciała ich poległych ojców, braci i synów, i wypełniają po raz kolejny arcypolski testament. Nic nowego. Tak wyglądał ten parszywy czas.

Owszem, w blogosferze trwała już dyskusja, wtedy zupełnie niszowa, otoczona szczelnie warczącymi specjalistami od tromtadracji polskich generałów i ociężałości umysłowej i braku wyszkolenia pilotów. Upiorny rechot nad Smoleńskiem unosił się także nad nami – poświęcającymi swój czas na zadawanie pytań. Pytań, których wtedy nie wypadało zadawać ludziom rozumnym; ci wiedzieli wszak, że państwo zdało egzamin, zapewne celująco, wszystkie służby do końca spełniły swoją powinność, pozostały jednak bezradne wobec „naciska”, którego nie przewidziały regulaminy. Gdybym miał w sobie te odrobinę jadu przeszperałbym notki i komentarze o okresu między kwietniem 2010 a kwietniem 2011 roku i ubarwił moją wiwisekcję bezkręgowców smakowitymi cytatami. Ale brak mi tego jadu, więc odpuszczam – przecież macie lustra i to one was kiedyś uduszą.

Pojawienie się Zespołu ds Wyjaśnienia Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej było kluczowe nie ze względu na ewentualnie pokładane w nim nadzieje na szybkie zerwanie zasłony kłamstwa i podłości, ale na powstanie choćby namiastki czegoś, co związane jest z państwem polskim jako całością, co temu kłamstwu i podłości mówi: nie. Nie wszyscy tacy jesteśmy (zakłamani i podli), a setki tysięcy tych później deptanych kwiatów i zniczy świadczy o tym, że ciągle jeszcze jesteśmy narodem, tyle tylko, że przygniecionym błotem i podeptanym.

W pierwszej fazie istnienia Zespołu Parlamentarnego właśnie tylko to było najważniejsze – powstanie ośrodka związanego z najwyższą władza ustawodawczą otwarcie negującego i ogólnie obowiązującą „dezę” pod najwyższym patronatem, i publicznie wyrażającego krytykę wobec prowadzących śledztwo organów państwowych.

Umocowanie prawne Zespołu Parlamentarnego w strukturze polskiego parlamentu jest słabe. Tworzenie zespołów, klubów i kół jest prerogatywą poselską, ale w przypadku zespołu nie przysługuje mu nawet przyznana klubom i kołom ochrona nazwy, jej skrótu, i symbolu graficznego, w zakresie przewidzianym dla ochrony dóbr osobistych. Zespoły poselskie nie otrzymują środków finansowych na pokrycie swojej działalności lub działalności biur, nie mogą – w odróżnieniu od klubów lub kół, zatrudniać pracowników.

(tak rozumiem ust. 4 art.17 oraz art. 18 Regulaminu Sejmu, który zespoły pomija wymieniając expressis verbis koła i kluby)

A przede wszystkim zespoły poselskie nie są organami sejmu, i nie przysługuje im żadna z prerogatyw komisji sejmowych, w szczególności komisji śledczych.

Mają jednak swoje oparcie w Ustawie o Wykonywaniu Mandatu Posła i Senatora, regulaminie sejmu, mogą być tworzone i dobierać swoich członków według własnego klucza bez parytetów partyjnych, mogą korzystać z druków sejmowych, pomieszczeń sejmowych, nikt nie może zakazać im występować we własnym imieniu poza granicami kraju, mogą zapraszać na posiedzenia gości, mogą sporządzać zapisy rozmów z tymi gośćmi, mogą je publikować i urządzać konferencje prasowe.

I to był drugi, szalenie istotny element związany z powstaniem Zespołu – działalność medialna skutecznie przeciwstawiająca się zalewowi chamstwa i kłamstwa królującym wtedy w mediach niepodzielnie. Niektórzy z państwa podnosili, że na czele Zespołu stanąć powinien ktoś inny niż Antoni Macierewicz. Nie zgadzam się, nikogo innego zdolnego do przeżycia tego ciśnienia wtedy nie było. Ktokolwiek, jakkolwiek nie oceniałby posła Antoniego Macierewicza, to nie może mu zarzucić, że traci w jakiejkolwiek sytuacji panowanie nad sobą, albo daje się zdominować jakiemuś ciele-brycie.

Nienawiść żurnalistów do Macierewicza ma właśnie w tej szczególnej cesze posła Macierewicza swoje źródło – no „nie jest miętki”, a znakomitą większość swoich rozmówców przerasta intelektualnie o głowę. Stąd przylepiona mu łatka szaleńca/furiata/oszołoma. W kręgach klepiących w klawiatury nielotów święcących gładkimi czołami w oko kamery poseł Macierewicz funkcjonuje jako złemzimu, które przynosi pecha i nieszczęście, a nikt nie zaręczy, że znienacka nie ukąsi. Ale jest medialny. „Dobrze czy źle, ale żeby o mnie mówili” – to marzenia każdej Poli Negri, a poseł Macierewicz to ma – nie można go zignorować, tak jak można byłoby zignorować szlachetnych poczciwców i dżentelmenów.

Trzeci, równie ważny element, to wypełnienie za państwo roli punktu niosącego pomoc, wsparcie i nadzieję pozostawionym samym sobie Rodzinom. Być może komuś z Państwa wyda się to mało istotne, ale pamiętajmy, że nie ma szacunku dla poległych bez szacunku dla tych w żałobie.

A teraz czwarty element, chyba najistotniejszy. Dzisiejszy świat oparł swoje funkcjonowanie i wzajemne relacje o zasadę reprezentacji. Nie pora w tym momencie wgłębiać się w to, co ona dokładnie znaczy, ani wyjaśniać, że nie obejmuje li tylko reprezentacji wybranej w wyniku wyboru, ale również inne sytuacje (na przykład brak czynnego oporu wobec władzy); pora natomiast, żeby podkreślić, że ta cecha (reprezentacyjność) jest koniecznym warunkiem podjęcia jakichkolwiek rozmów politycznych na jakikolwiek temat poza granicami kraju.

Mniejsza już o to jaką rolę w reprezentacyjnej strukturze najwyższego organu w państwie ta część reprezentacji pełni, ale jest. Powstanie Zespołu było jedyną możliwością utworzenia większej niż jednoosobowa reprezentacji polskiego parlamentu podejmującej PROBLEM katastrofy smoleńskiej poza Polską. I chyba to właśnie zaskoczyło naszych rodzimych ciemniaków. Myśleli, że opozycja będzie forsowała pomysł komisji, który będzie można odrzucać, odrzucać, odrzucać... a potem się zgodzić z posłem Sekułą w roli przewodniczącego, z Palikotem w roli fotela, i z Millerem Leszkiem w roli protokolanta (wężykiem, Jasiu, wężykiem, i schów ten język jak piszesz).

Uderzenie było celne i pierwsza wizyta posła Macierewicza wraz z ministrem Fotygą w USA wywołała furię. Zawyło. Rzuciło się, żeby rozszarpać, ale było już za późno. Trick się udał i poseł Macierewicz, były minister Spraw Wewnętrznych i likwidator WSI znalazł się w USA i to poza kontrolą polskiego korpusu dyplomatycznego (czytaj: Radosława Sikorskiego i jego kolegów) i bez jego wiedzy. Z kim spotkał się poseł Macierewicz w USA? Nie wiem, ale wy też nie wiecie, i oni też nie. Ja nie wiem, wy nie wiecie, my nie wiemy, a ich boli.

Tu dochodzimy do rzeczy bardzo istotnej. Służby amerykańskie, a więc i rząd USA, wiedzą,co stało się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, znają każdy detal tej historii, i uznały za właściwe nie dzielić się tą wiedzą z opinią publiczną, co zrozumiałe. Myślę, że nie miały też złudzeń, co do rzeczywistej sytuacji w Polsce; sytuacji faktycznego WYPOWIEDZENIA sojuszu i silnego związku polskiej wierchuszki politycznej ze wszystkim co najciemniejsze w post-sowieckim sojuzie. A po dokładnym obejrzeniu i wysłuchaniu Bronka miały już więcej niż jasność. Raz i po raz ostatni, a jakby się sto razy przewinął, tak silne wrażenie. Ale do rzeczy... Zespół Parlamentarny stał się tą częścią reprezentacji, która z wypowiedzeniem sojuszu Ameryce się nie zgadza, i który jest jedynym partnerem reprezentującym obóz atlantycki, niepodległościowy i pro-amerykański w Polsce, dodatkowo chcącym rozmawiać o interesie Polski z Ameryką.

A dlaczego, ktoś może zapytać, w taki swobodny sposób rozdaję plakietkę sojusznika albo wroga Ameryki w Polsce? Proste jak drut, o tym decyduje stosunek do tragedii smoleńskiej.

Od tej pory – a więc od czasu uzyskania pozycji partnera (nie na poziomie państwowym rzecz jasna, to nie mogło się wydarzyć z punktu widzenia teorii reprezentacji i uznania zasady suwerenności państw) Zespół Antoniego Macierewicza pełni rolę Ministerstwa Spraw Zagranicznych niepodległościowego, pro-natowskiego i pro-Amerykańskiego klubu politycznego w Polsce, a tego klubu ewentualne przyszłe zwycięstwo będzie oznaczało całkowite przemeblowanie sceny politycznej (wraz z zapleczem służb), totalną zmianę wektorów polskiej polityki zagranicznej, i nowe zadanie militarne. Ja osobiście uważam, że to już się dzieje (tym tłumaczę postępujący rozłam w Platformie, zejście PSL-u do działalności konspiracyjnej, wyczerpanie się kapiszonów Palikota, i kontrakcję Bronko-Schetynowców (plus część SLD), ale to mój osobisty pogląd.

A teraz ten fragment tekstu, który ja i czytelnicy lubimy najbardziej, to znaczy fragment kontrowersyjny :). Rola Zespołu Parlamentarnego ds Wyjaśnienia Przyczyn katastrofy w zakresie wyjaśniania przyczyn jest pochodną tych wszystkich celów zarysowanych powyżej. Przyczyny katastrofy smoleńskiej można wyjaśnić jutro, jeśli taka będzie wola polityczna tych, którzy te przyczyna znają, i to jest możliwe, ale tylko wtedy, gdy w Polsce zmieni się ustrój polityczny, a PRL, przebity osinowym kołkiem, odejdzie w niebyt.

Zatrzymajmy się w tym momencie, Szanowni Państwo, i zastanówmy się, jakie mamy możliwości na dotarcie do prawdy? Jakimi dowodami materialnymi dysponuje ktokolwiek w Polsce bądź dysponował po 10 kwietnia 2010 roku? Wszystkie, podkreślę, wszystkie dowody (a jest ich niewiele) przeszły przez szczegółową obróbkę zdolnych rosyjskich rąk. Przy czym nie można wykluczyć, że i w Polsce obrabiały obrabiarki, a przypomnę tu choćby dowód osobisty śp Tomasza Merty, który się zmieniał w miarę postępowania procesu obróbki, w tym wypadku spalaniem. Każdy fragment zapisu każdego z urządzeń znalazł się na długi czas w czułych łapach czekistów; każdy, i dlatego każdy jest niewiarygodny.

Czy wobec tego Zespół, podobnie jak ktokolwiek inny, nie dysponuje niczym, co mogłoby być badane?

Otóż nie. Ze względu na swój status bycia częścią parlamentarnej reprezentacji, a więc częścią legalnego systemu władzy, Zespół dysponuje dowodami, którymi może się posługiwać, i które może wnikliwie badać. Są nimi urzędowe dokumenty, opinie i analizy wytworzone i wparte autorytetem suwerennych państw. Takie dokumenty mają status dowodu. Akty narodzin i zgonu, akta stanu cywilnego są respektowanym materiałem dowodowym w całym cywilizowanym świecie, bo zakłada się, że odpowiadają one prawdzie.

I Zespół nie mógł zrobić niczego innego, jak zająć się badaniem tych właśnie dowodów. A cóż rozkoszniejszego dla specjalistów, jak wsparcie badania analiz komisji Millera, dodatkowo nieopatrznie podżyrowanym przez cały gabinet ciemniaków? No przecież wyobraźmy sobie jakiegoś emerytowanego pułkownika US Air Force, specjalistę od wypadków lotniczych, który na badaniu katatsrof zęby zjadł i pół sztucznej szczęki, jak pochyla się na dobrym tłumaczeniem raportu Millera. „OK, odtwarzają trajektorię lotu według danych z komputera, czarnych skrzynek, well done... what the f*?! No właśnie, ta gwiazdka... To skąd oni wiedzą, co dalej? Dalej to sobie zmierzyli cyrklem i linijką na zdjęciach wykonanych przez fotoamatora, który mieszkał w pobliskich blokach.” I tyle, finito, bo to tak jakby ktoś opisywał skomplikowany proces chemiczny w kolbie, ale na samym końcu dopisał opis procesu rozpuszczania się cukru w filiżance trzymanej w ręku herbaty jako rzekomą fazę końcową tego samego eksperymentu. Proszę Państwa, raport Millera to jest jak strzał w stopę z granatnika. On byłby po prostu zabawny, gdyby nie był odrażający i smutny.

Falsyfikacja raportu Millera, ze względu na zawarte w nim oczywiste przekłamania, przeinaczania i błędy jest łatwa. To czemu to trwa tak długo? Bo wymaga przeprowadzenia żmudnych i długotrwałych obliczeń zakończonych pewnym wynikiem, a ponadto tej broni należy użyć w odpowiednim momencie.

Czy będzie to zbliżająca się druga rocznica katastrofy smoleńskiej? Nie sądzę, szczerze mówiąc. Typuję zupełnie inny moment związany z dużym przesileniem i z odzyskaniem możliwości wykluczenia blokady informacji. Jak to będzie wyglądało w praktyce, nie wiem. Ale się dowiem, jak się wydarzy.

Bardzo dobrym posunięciem było pozyskanie do współpracy profesorów: Biniendy i Nowaczyka. Dlaczego? Bo znajdźcie mi teraz w Polsce profesora, który wyjdzie z otwartą przyłbicą się mierzyć. Poprzeć tak, ale nie mierzyć. Takich nie ma i nie będzie. To nie otwarty stalinizm, kiedy można było zlecić pisać bzdury. Nieszczelnością obecnego systemu jest paszport w kieszeni i otwarte granice.

Raport Millera zostanie zdruzgotany jako przykład ordynarnego oszustwa, copy-paste wzornika prosto z Moskwy. No dobrze, powie ktoś, ale Moskwa wtedy tez leży, jako copywriter. Ano nie bardzo, widzicie Państwo. To, że Azja jest niecywilizowana, nie znaczy, że nie jest przebiegła. Końce w wodę. Żadna legalna instytucja państwowa Federacji Rosyjskiej nie podpisała się pod tym śmiesznym bublem.

Po to wybrano bezpaństwowca, czyli MiędzypaństwowyKomitiet, który w zasadzie nie może legalnie obradować, ani nic badać, chyba, że każecie mi Państwo wierzyć, że rząd w Tbilisi przysłał swojego przedstawiciela i autoryzował prace. Ów  Komitiet został wynajęty przez pułkownika Putina jako firma prywatna do przeprowadzenia pewnego wycinka badań. A badał wrak? A nie badał, bo nie było napisane w zleceniu, że ma badać. Dali taśmy, ekspertyzy, bumagi z analizami i pieczątkami, to napisał przez noc raport, podpisał i wysłał fakturę za raport plus zlecony i wykonany przed widownią na całym świecie koncert: „W ramach kolejnego rewanżu za Bitwę Warszawską i wstąpienie do NATO”

Bubla podpisało tylko państwo polskie i do końca historii awiacji będzie temu bublowi poświęcony podrozdział a każdym podręczniku do badania katastrof lotniczych. Jako kuriozum. Panowie, przeszliście do historii.

Obok falsyfikacji raportu Millera Zespół dokonuje również wysłuchań, które są potem nagłaśniane medialnie. Coraz częściej zresztą, bo żurnaliści też zaczynają czuć pismo nosem. Sprawa owych wysłuchań też wymaga omówienia. Otóż Zespól wysłuchuje swoich gości, o ile zgodzą się przyjść, pod rygorem „nie mam pana płaszcza, i co mi pan zrobi?”, to znaczy każdy z gości, w każdym momencie może wstać, obrazić się, huknąć drzwiami, a za drzwiami opowiedzieć żurnalistom, jak go Macierewicz hipnotyzował wzrokiem i milcząco groził. Każdy z zaproszonych gości, jeżeli był wcześniej przesłuchiwany przez prokuraturę, ma zakaz ujawniania treści złożonych przed nią zeznań pod rygorem odpowiedzialności karnej za ich ujawnienie. Więc nie ujawnia, a nawet jakby ujawnił poufnie, to ich Zespół nie opublikuje, bo prokuratura z miejsca wszczęłaby śledztwo.

Jest iluzją, albo celową dezinformacją sugerowanie, że istniej jakiś dwustronny przepływ informacji pomiędzy Zespołem a prokuratorami (cywilną i wojskową). Jest jednostronny: od Zespołu do prokuratury, nic w druga stronę. To jest prawnie niemożliwe, do tego byłoby karalne. Zespół nie zna przebiegu postępowania prokuratorskiego, o ile prokuratura nie uzna za stosowne coś publicznie ogłosić.

Nie zna również treści złożonych w prokuraturze zeznań. Jeden jedyny raz, podczas posiedzenia Zespołu, tego Zespołu gość, pod wpływem emocji, przekazał bardzo istotną informację, że z akt śledztwa prokuratorskiego na przestrzeni czasu znikały dokumenty. Często goście próbują przekazać opinii publicznej informacje w sposób zawoalowany. Wstrząsające było dla mnie wysłuchanie pani Wassermann, która umiejętnie (prawnik) przekazała bardzo dużo bardzo istotnych informacji opinii publicznej. Równie porażające było wysłuchanie oficerów BOR-u „Nie wierzę, żeby w TU-154 był dowódca zabezpieczenia wizyty”.

Rolę prokuratury w tej sprawie znamy. Ona być może ulega zmianie, o czym może świadczyć pełene niepokoju wiercenie się Bronia połączone z coraz mniej śmiałymi pohukiwaniami, odwołanie prokuratora Parulskiego, i przywrócenie do pracy prokuratora Pasionka po oczyszczeniu z zarzutów (informacja z czwartku 1 Marca 2012 - podaję, bo nie wiem, kiedy skończę :)

A aby skończyć – a myślę, że dosyć wyczerpująco opisałem istotę i rolę Zespołu – trzeba dodać, czego możemy spodziewać się przed ogłoszeniem końcowego raportu prac Zespołu, jakiego rodzaju „narracji” osłabiających jego wydźwięk. Na tym etapie prawda jest taka, że dla większości (tej zainteresowanej w ogóle sprawą) opinii publicznej raport Millera jest martwy, do tego obciachowy, i  passe (a to wbrew pozorom ważne). Nie wiem, czy Państwo, poddani strumieniu silnej psychostymulacji, zauważyli, że obskurancka sekta pancernej brzozy znikła jak sen złoty, nie ma.

Ten instrument propagandowy się zużył, ośmieszył, sprawy są na innym etapie. Delegaci, bądź aktywowani funkcyjni, dotychczas udający wielkich przyjaciół tej czy innej postaci, a Zespołu i posła Macierewicza w szczególności będą działali dwutorowo. Po pierwsze będą usiłowali pobudzić emocje i skanalizować krytykę tego raportu tak, żeby wychodziła ona nie od brzozo-pancernych, ale od swoich. Na to nie wolno się dać nabrać, po to Państwu wyłuszczyłem na początku najważniejsze cele jakie stoją przed Zespołem. Trzeba odczekać, a potem zabrać się za spokojne analizowanie jego zawartości, pamiętając o ograniczeniach jakim podlega.

Druga, groźniejsza strategia polega na napompowaniu oczekiwań, sugerowaniu, że prace Zespołu przebiegają w ścisłym porozumieniu i przy przepływie informacji z prokuratur (tak nie jest), w związku z tym raport przyniesie ostateczne, niepodważalne i oparte na badaniach dowodów materialnych ustalenia. To napompowanie będzie musiało powodować rozczarowanie, a jego głównym celem jest wpojenie przekonania, że Zespół zawiódł. Ci, którzy dzisiaj Was przekonują o przełomowym dla całego śledztwa znaczeniu raportu, o zawartych w nim niepodważalnych tezach, już za dwa miesiące będą lać łzy krokodyle, że tak mało udało się osiągnąć. Nie dajcie się na to nabrać. Największym osiągnięciem raportu będzie dalszy krok w stronę lub ostateczne zdezawuowanie bubla Millera. Tylko tyle i AŻ TYLE.

W oparciu o taką podstawę będzie można zacząć drogę ku zmianie ustroju i ku wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej, w czym Zespół Parlamentarny będzie miał swój niekwestionowany i pierwszoplanowy udział.

A nam pozwólcie szukać, myśleć i kombinować dalej.

 

http://www.swirskiphoto.com/

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka