Rolex Rolex
5064
BLOG

KOLEJNY ETAP ‘MATRIXA’

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 53

 

 


KOLEJNY ETAP ‘MATRIXA’

Znowu będzie długo. Wiem, że wielu Czytelników woli krótko, dlatego podzieliłem na rozdziały, żeby można było czytać w kawałkach, jeśli ktoś w ogóle zechce czytać...

Rozdział pierwszy. Hodowanie kretyna.

Weszliśmy w kolejny etap matrixa, zwanego za komunizmu ze zdjętą przyłbicą ‘kolejnym etapem reformy’. Czym jest matrix? Matrix to jest takie nachalnie lansowane złudzenie, w które pięćdziesiąt (lub więcej, w zależności od dostępności i ceny kiełbasy) procent tych słabszych wierzy. W latach siedemdziesiątych przychodził ‘klas robotniczy’ z budowy termitiery, zwanej – jak to w matrixie – blokiem mieszkalnym, gdzie właśnie załadował tonę żwiru na państwowego ‘Stara’, a potem zawiózł i wyładował na prywatnej działce pułkownika, siadał przed telewizorem oglądał Dziennik Telewizyjny i mruczał z zadowoleniem: ‘potęga!’. Mruczał, bo był zbyt prosty, by skojarzyć tonę ‘zajumanego’ żwiru z nachalnie lansowaną tezą, że w czymś tam jesteśmy najlepsi, albo na trzecim czy czwartym miejscu w świecie. Ale nie każdy ‘klas robotniczy’ mruczał i wierzył w matrix, a w zasadzie bardzo niewielu było wówczas ‘wierzących’, bo ‘komunizm jawny’ był systemem zamkniętym: można było w matrix wierzyć i pozostać odrobinę mniej zgorzkniałym, albo też i nie wierzyć, ale broń Boże o tym mówić, i gorzknieć, ale nie można było uciec.

W 1989 roku rozpoczął się ‘kolejny etap reformy’, a wraz z nim komunizm w przyłbicy – etap zakutego łba, jak to mawiali przodkowie. Ponieważ w czasach ‘nowego etapu’ trzeba było poluzować trzymanie za mordę, a matrix pomimo to utrzymać, jedynym wyjściem było intensywne kretynienie. W komunizmie media dopieszczały własnych technokratów i yntelygentów kulturą, żeby mieli dobre samopoczucie bycia elitą; ba, zezwalały nawet na wykształcanie się podwójnego języka – tajemnego kodu pobudzającego i rozwijającego inteligencję mas, czego przykładem komedie i kabarety lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Dopuszczenie do rozwoju rozumu odbywało się dzięki strukturze sprawowania władzy, kiedy to ostatecznie o racji decydował towarzysz AK-47, a w skrajnych przypadkach tank.

Po 1989 tank nie wchodził w grę z powodów geopolitycznych – szliśmy do Europy i NATO, a wraz z nami setki tysięcy byłych funkcjonariuszy GRU i KGB umocowanych w strukturach cywilnych a zwłaszcza wojskowych byłego demoluda. Pochód musiał odbywać się pokojowo, chyba że ktoś nie chciał iść w pochodzie, jak Ceausescu. W tej sytuacji następował gniew ludu i rewolucja, na czele której stawali wspomniani funkcjonariusze, którzy dołączali do pokojowego pochodu Wschodu na Zachód, by mogło spełnić się niezrealizowane marzenie syfilityka Lenina oraz kryminalisty ‘Koby’. Aby mogło się spełniać ‘tank’ trzeba było czymś zastąpić - właśnie dlatego za kulisami powstania wielkich koncernów medialnych stanęli fachowcy od tanków, manipulacji, łamania kręgosłupów i zrywania paznokci, a więc ludzie służb. Uznano, że skoro nie można łoić opornym skóry w masowej skali, trzeba wychować sobie ‘kretyna’, który nie będzie oporny, ale szczęśliwy.

Po uzyskaniu ‘kretyna’ w ciągu szeregu dość skomplikowanych zabiegów obniżania prestiżu i poziomu szkolnictwa wyższego, rozpirzenia edukacji podstawowej i średniej w drobny mak, należało utrzymywać go na ‘kursie szczęścia’ odpowiednimi bodźcami. Pierwszym bodźcem było nachalne lansowanie tezy, że w kretynie, na codzień odpowiedzialnym, nowoczesnym Europejczyku in spe, tli się zwierzę; i jeśli kretyn zboczy z ‘kursu szczęścia’ to zwierze się w nim obudzi, a jak się obudzi, to może wrócić ‘tank’, bo nie będzie wyjścia. W celu rażenia bodźcem zwierzęcym powstały różne fajne narracje, na czele których nieodmiennie przewijał się wątek antysemicki, rozpoczęty założeniem brygady przez przyjaciela rodziny jak najbardziej semickiej, towarzysza Tejkowskiego, kontynuowany pracami sci-fi klepiącego biedę Grossa, i ukoronowany dziełem ‘Grossa dla idiotów’, a więc nowo powstałym ‘Pokłosiem’. Tej linii nachalnej propagandy nie zaszkodził nawet wyraźny wobec niej sprzeciw podnoszony przez wielu przyzwoitych polskich Żydów, którzy wiedzieli, że jej ubocznym efektem będzie reanimowanie nieistniejących praktycznie w końcówce komunizmu postaw antysemickich (bo Żydów nie było) i całość może obrócić się właśnie przeciw nim.

Rozdział drugi. W poszukiwaniu wilkołaka.

W dalszym ciągu mojej opowieści będę się konsekwentnie posługiwał terminem ‘kretyn’, ale zaznaczam, że nie ma z mojej strony zamiaru epatowania epitetami lub obrażania kogoś, a używany termin ma znaczenie kliniczne i służy opisaniu poziomu intelektualnej nieuświadomionej niekompetencji. Ponadto nawet osoby, do których się ten termin odnosi (a więc nie do Państwa, bez względu na poglądy i przekonania, skoro czytacie długie teksty) znalazły się i pozostają w tym stanie nie do końca z własnej winy. Jeżeli jest wśród Państwa nauczyciel akademicki z odpowiednio długim stażem, by móc dokonać porównania poziomu ogólnej wiedzy kolejnych roczników studentów na przestrzeni lat, to nie uwierzę, by na pytanie o postępujące ‘kretynienie’ odpowiedział przecząco – możemy się jedynie różnić w poglądach na to, czy ‘produkcja’ kretyna była zabiegiem celowym, czy też zaskakującym zbiegiem okoliczności.

Matrixy wszelkiego rodzaju zawsze się kiedyś kończą, a to z tego powodu, że wbrew wielu nowożytnym filozofiom świat JEST, i całe szczęście, że JEST, a do tego jest jakiś, dość określony. Nawet najcięższe bombardowanie kretyna medialnymi howitzerami potrafi mu skutecznie porazić mózg, ale nie jest w stanie całkowicie odgrodzić go od realnego świata. Owszem, do pewnego stopnia pozwala na wyłączenie synaps, dzięki którym mogłoby dojść do zderzenia wchłoniętej wiedzy o rzeczywistości z wdrukowanymi elementami matrixa, ale nie całkowicie, co gorsza – jak mówi nauka – synapsy potrafią się dość szybko regenerować.

Tak więc jeśli o piętnastej kretyn pogodnie wchłania informację o tym, że ktoś kogo mu przedstawiają na obrazie wywołanym bombardowaniem strumienia elektronów jako polskiego premiera jedzie gdzieś, hen, hen, by przywieść w walizce 300 pierdylionów czegoś (copyright Czarek Krysztopa), to może się jedynie martwić, czy temu komuś, kto to rzekomo jest premierem, przepuklina nie wywali pod ciężarem tej kasy. Informacja o tym, że się wszyscy rozjechali do domu, a kasy nie ma, może zostać co prawda zneutralizowana wskazaniem winnego (jakiś tam Kormoran, czy Kamerkoman) i zapewnieniem, że pierdyliony dowiozą w styczniu, a najpóźniej w kwietniu, niemniej jednak w czerwcu, a najpóźniej we wrześniu okaże się, że realnie to tych pierdylionów nie ma, bo ich brak jest elementem rzeczywistości, z której realną modyfikacją, jak było wspomniane, matrix sobie nie radzi.

Tu oczywiście znajduje swoje zastosowanie kolejna technika matrixa, a więc manipulacja czasem, to znaczy matrix - korzystając z rozpoznanego faktu, że kretyn ma bardzo ograniczoną zdolność zapamiętywania informacji niezwiązanej z trawieniem - modyfikuje przekaz, by w dłuższym okresie czasu zmienić go całkowicie, więc w czerwcu albo we wrześniu kretyn usłyszy, że tak jak było zapowiadane w listopadzie roku ubiegłego ktoś, o kim kretyn sądzi, że jest polskim premierem, ma zawieść obiecane przez nas trzysta zylionów (copyright Marcin Brixen), ale tym razem polskich złotych z naszych podatków, i będzie się przed znajomymi z pracy chwalił rozległą wiedzą tematu.

Niemniej jednak nawet najbardziej zbombardowany kretyn nie przeskoczy końca miesiąca, ponieważ jest to jak najbardziej związane z trawieniem, i zauważy, że w listopadzie kasa kończyła mu się dwudziestego drugiego, a w czerwcu kończy mu się trzynastego, jak zapłaci coraz wyższą ratę kredytu we franku, rachunek za ruski gaz, i musowy abonament matrixowy. To może doprowadzić do wykształcenia się synapsy łączącej elementy matrixa, a więc na przykład kogoś o kim się powszechnie sądzi, że jest premierem polskiego rządu, i kto zawozi zyliony polskich złotych gdzieś hen, hen, z elementami rzeczywistości trawiennej. A to może z kolei wieść do reaktywacji funkcji myślenia w pewnym, ograniczonym zakresie. Mózg pokryty kraterami powstałymi na skutek haratania medialnymi pociskami nie będzie w stanie odbudować realnego świata w całości i od razu, natomiast może doprowadzić do powstania ogólnego stanu napięcia i związanego z tym nieokreślonego przeczucia sprzeciwu. Ten sprzeciw może się w pierwszym rzędzie kierować ku temu, co pod ręką (a raczej przed oczami), a więc na przykład przeciwko komuś, o kim sądzimy, że jest premierem lub ministrem, a jesli uczucie będzie głębsze, to może być to złość na przekaz medialny jako taki, i przybrać formę sloganu ‘Telewizja kłamie!’.

Państwo możecie uśmiechać się wyrozumiale, ale dla kretyna będzie to oznaczało przewrót kopernikański w myśleniu, a co ważniejsze odcięcie się od pępowiny łączącej z ośrodkiem centralnie sterującym wytwarzaniem miraży.

Nas jednak interesuje nie wnętrze kretyna, ale zewnętrzny efekt, jaki przewrót kopernikański w jego jaźni może wywołać. Otóż masowe ‘odkretynianie’ i odkrywanie rzeczywistości może mieć efekt złowrogi dla matrixa samego, a tego jego twórcy nie życzyliby sobie, bo ich życie straciło by ten prawdziwy urok bytowania na cudzy koszt. Dlatego matrix musi ewoluować, a ponieważ ostateczne zderzenie z rzeczywistością jest, jak było już wspomniane, nieuniknione, jego twórcy muszą być gotowi na zastosowanie środków zaradczych do czasu, kiedy znów rządził będzie towarzysz AK-47, a w ostateczności tank (a moim zdaniem właśnie ku temu to zmierza), bo wtedy ilość ludzi inteligentnych nie ma znaczenia. I jednym z takich elementów ewolucji matrixa jest szukanie wilkołaka, który ma uzasadniać pacyfikację potencjalnych liderów i ideologów przyszłego buntu zanim się on wydarzy.

Rozdział trzeci. Problemy z obsadą.

Stworzenie wilkołaka napotyka jednak w Polsce na pewne przeszkody. Otóż ciężko jest w skrajnie pacyfistycznym (bo pacyfikowanym przez pokolenia) społeczeństwie znaleźć kandydata na wilkołaka, który posłuży za pretekst do zniesienia pozorów wolności i zalążków wolnej myśli. Próbowano na różne sposoby, za każdym razem sięgając do arsenału skrajnie niebezpiecznych prowokacji. Na celowniku, jako pierwsze, znalazło się środowisko kibiców piłkarskich. Wybór był nieprzypadkowy. Jak powszechnie wiadomo i komuniści i post-komuniści tolerowali stadionowe (i poza-stadionowe) zadymy traktując je chyba jako wentyl bezpieczeństwa dla młodych chłopaków, żeby umierali za Legię i Śląsk, Widzew i ŁKS, ale nie wstępowali do AK. Natomiast umiejętnie sterując represjami można było mieć nadzieję, że jednak wstąpią. ‘Aresztowanie’ i poniżanie setek ludzi zamkniętych kordonem po jednym z meczów Legii było wstępem, swoistym preludium do akcji tworzenia ‘bojówek’. Jej kulminacją było aresztowanie lidera kibiców Legii w czasie, kiedy ten wraz z kilkoma tysiącami innych kibiców brał udział w uroczystościach ku czci Powstańców Warszawskich. Proszę Państwa, gdyby policja brytyjska zdecydowała się zaaresztować któregoś z liderów klubu kibica Manchesteru United, Liverpoolu, czy nawet QPR lub Milwall podczas masowego spotkania z weteranami, to Manchester, Liverpool, czy Londyn spłynęłyby krwią, a paliłoby się przez miesiąc. Ku zaskoczeniu twórców naszego matrixa Warszawa nie spłynęła krwią i nie paliło się wcale. Wydaje mi się, że powodem takiego stanu rzeczy jest dość duży stopień rozpoznania zagrożeń przez środowiska kibicowskie oraz ich skład, bo przecież identyfikacja kibicowska jest bardzo silna, a fanami klubów piłkarskich są również policjanci, prokuratorzy, sędziowie, funkcjonariusze służb i politycy.

Zamiast krwi i ognia pojawiła się drwina i kpiny z matrixa i jego twórców, chociaż na celowniku znalazł się jeden z elementów matrixa, a więc ktoś o kim sądzimy, że jest polskim premierem.

Casting musiał odbyć się ponownie, więc się odbył. Dwukrotnie. Dwa razy podczas święta 11 listopada próbowano reaktywować ‘brunatną zarazę’, ‘zagrożenie dla demokracji’ i ‘bandytów z lasu’. O ile w tym roku chyba już z dużo mniejszym przekonaniem, o tyle w poprzednim roku byliśmy o krok od tragedii na dużą skalę. Tak dużą, jak duża była skala kryminalnych przygotowań do krwawych zamieszek w wykonaniu polskich władz. Te władze posunęły się nawet do niezgodnego z prawem użycia na polskich ulicach broni zakazanej w większości cywilizowanych krajów (w Polsce też, co ostatnio ustalił NIK), a więc broni dźwiękowej. Ojcowie dzieci, które straciłyby nieodwracalnie słuch w wyniku jej użycia zapewne osiągnęliby stopień determinacji sugerujący wstąpienie do AK, o ojcach dzieci stratowanych przez oszalały z bólu, a stłoczony na małej i zamkniętej przestrzeni tłum nawet nie wspominam.

Ale tu znów twórcy matrixa spotkali się z oporem materii i dzięki rozpoznaniu stopnia zagrożeń przez organizatorów do faszystowskiej ‘rewolucji 11 listopada’ nie doszło, pomimo spędzania czerni z Berlina, bo jej w Polsce zabrakło.

A więc klapa. Tutaj wypada wyjaśnić po co twórcom matrixa potrzebne jest nowoczesne AK. Otóż zmorą każdego matrixa jest masowe, ale pokojowe wypowiedzenia posłuszeństwa, na podobieństwo tego, co zdarzyło się w Polsce w roku 1980, choć ja uważam, że tamten wybuch był w duzym zakresie kontrolowany, a być może nawet inspirowany właśnie po to, by zachować nad nim kontrolę. Nie ma nic gorszego niż setki tysięcy ludzi zebrane w pokojowych zamiarach na placach i ulicach, bo do likwidacji pokojowego protestu o wielkiej skali trzeba użyć wojska – nie ma takich sił policyjnych na świecie, które poradzą sobie z setkami tysięcy demonstrantów. Tu jednak powstaje zagadnienie lojalności wojska wobec władzy, a po tym, co ktoś kogo uważamy za polskiego premiera i jego pomagierzy zrobił z mundurem żołnierza, lojalność wojskowych niższych szarż mogłaby się okazać złudna.

I wtedy możemy mieć do czynienia z nieciekawą dla władzy sytuacją, kiedy to czołgi nie rozjeżdżają demonstracji, ale się do niej przyłączają i to matrix staje po niewłaściwej stronie celownika. I z tego powodu matrix potrzebuje przemocy i rozlewu krwi, a nie pokojowych protestów. Tylko ekstremizm potrafi z jednej strony powstrzymać ‘zwyczajsów’ do przyłączenia się, a z drugiej daje uzasadnienie dla represji typu policyjnego. Inną ważną cechą matrixa jest jeszcze to, że on wytwarza miraże na potrzeby własnych obywateli, ale wytwarza je również na potrzeby zewnętrzne. Siłowe rozprawienie się z masowymi protestami ludzi, którzy chcą zmiany władzy (vide: ‘kolorowe rewolucje’ w szeregu krajów ‘matrixowej demokracji’) nie spotyka się zazwyczaj ze zrozumieniem reszty świata, a z tym niezrozumieniem wiążą się zazwyczaj represje w postaci mrożenia kont (realnych), a tego żaden matrix nie jest w stanie przetrzymać, bo generałowie i ministrowie przechodzą do opozycji, żeby im konta ‘odmrozić’ (patrz; Libia, Syria).

Rozdział czwarty. Terroryzm.

Słowem-kluczem, które pozwala uzasadnić stosowanie szerokiego zakresu środków policyjnej przemocy, a w efekcie wprowadzenie państwa policyjnego, jest terroryzm. Ja osobiście sądzę, że terroryzm nigdy nie jest spontaniczny (bo oprócz frustracji i woli potrzebna jest technologia), ale tworzony przez państwa na ich potrzeby. Dla destabilizacji państw sąsiednich bądź odległych, a uważanych za wrogie, bądź dla potrzeb wewnętrznych. Całkiem niedawno przeczytałem w prasie o decyzji ETA o samorozwiązaniu struktur militarnych, a przy okazji odświeżyłem sobie historię tej organizacji. Otóż jednym z wielkich osiągnięć zbrojnych tej organizacji było zorganizowanie kanału przerzutowego broni takich rozmiarów jak wyrzutnie rakiet od związanej umowami wojskowymi organizacji IRA, stacjonującej w Republice Irlandii i w Irlandii Północnej. Te wyrzutnie nazywały się ‘Strieła’ i były produkowane w miłującym pokój Związku Sowieckim, w którym zjawisko pokątnego handlu bronią nie występowało, a państwowy monopol na produkcję i dystrybucję uzbrojenia nie był publicznie kwestionowany.

Ale to tytułem luźnej dygresji. Otóż po niepowodzeniu stworzenia masowej organizacji stosującej przemoc, czy to z kibiców, czy narodowców, nie pozostało już nic innego niż uzupełnić matrix o terroryzm. Najlepiej rzecz jasna, gdyby on był realny, ale ponieważ nie za bardzo udawało się znaleźć w Polsce terrorystę, więc postanowiono tak na dobry początek zacząć od wirtualnego. W tym celu zaczęto, w gabinetach służb, dokonywać przeglądu strumieni elektronów w poszukiwaniu potencjalnych kandydatów. Natrafiono na wykładowce akademickiego, który pożalił się publicznie, że ‘reżim Tuska’ zakazał mu wykonywania roboty – szkoleń w zakresie wybuchów i materiałów wybuchowych – pod groźbą pięcioletniej kary pozbawienia wolności. Jak rozumiem, słusznie czy nie, na skutek nowelizacji którejś z ustaw pirotechnicznych człowiek ów uznał, że utracił uprawnienia do prowadzenia takich szkoleń, a jest to działalność dochodowa.

Wystarczyło teraz odczekać do momentu, powiedzmy dwudziestego drugiego, albo trzynastego dnia miesiąca, kiedy kończą się środki pochodzące z akademickiej pensji konieczne na pokrycie kosztów utrzymania, i zaproponować za pośrednictwem agentów służb państwowych pod przykryciem przeprowadzenie ‘szkolenia o charakterze zamkniętym’ za godziwą opłatą. Na takim szkoleniu jeden z jego uczestników mógł rzucić od niechcenia: ‘panie doktorze, tym to by chyba nawet Tuska można było wysadzić z fotela’, a pan doktor mógł odpowiedzieć; ‘no wielkiej krzydy by nie bylo’ mając na myśli znaczne obniżenie się swojego poziomu życia; taką wymianę zdań uczestnicy szkolenia mogliby zarchiwizować, i oto mamy terrorystę; zupełnie przypadkowo zagrożonego karą pozbawienia wolności do lat pięciu.

Rzecz jasna taka ‘terrorystyczna narracja’ byłaby nieco cienka, gdyby terroryzm miał być jednoosobowy. Jeden terrorysta to wariat, a nie terrorysta; do prawdziwego terroryzmu potrzebna jest ideologia i organizacja, oraz jakiś niszowy nurt, w którym terroryzm się ‘wyhodował’ i mógł się anonimowo rozwijać.

Rozdział piąty. Nośniki zarazy.

Idealnym podglebiem, na którym terroryzm mógł się rozwijać i kwitnąć jest internet. Zapewne w pierwszym odruchu sięgnięto po jakieś czołowe polskie portale informacyjne i ich użytkowników. Po kilkudniowej kwerendzie znalazłem dziesiątki komentarzy, że najlepiej to to całe ‘Peło’ wysadzić w powietrze, ‘pisostwo’ rozstrzelać, a Tuska lub Kaczyńskiego w najlepszym razie przymusowo izolować. No niby mamy tu zamach na demokrację czystej wody. Gorzej jednak z ewentualnymi kandydatami w castingu (copyright Eska) na członków prężnej organizacji terrorystycznej. No dziadek Gienek podpisujący się w necie pseudonimem ‘jurna Hela’, albo uczeń gimnazjum z Wrzeszcza przedstawiający się jako ‘major AK’ nie udźwigną ciężaru odpowiedzialności. Postanowiono więc skupić się na kimś, kto lepiej rokuje. Tak, Panie i Panowie, witamy w klubie, bo to właśnie wśród nas ujawnili się oni – ideolodzy, a pewnie i bojowcy, terroryzmu.

Komentatorzy, którzy uzyskali w sieci pewną popularność, reprezentują pewien poziom intelektualny, w wielu przypadkach przekraczający kilkunastokrotnie poziom gwiazd żurnalistyki, a przy tym są krytycznie nastawieni do otaczającej ich rzeczywistości, nadają się na tego rodzaju casting wprost idealnie. Są wystarczająco ‘publiczni’, by dawać pozory wiarygodności oddziaływania w jakiejś tam skali społecznej, a zbyt mało ‘publiczni’ by móc się skutecznie bronić w mediach głównego nurtu w przypadku ‘montażu’ służb. Mam również wrażenie, że ‘typowanie’ członków grupy odbywa się w oparciu o istniejące, pozawirtualne, związki i relacje, bo do istnienia realnego ‘terroryzmu’ sama obecność w wirtualnej sieci nie wystarczy. Stworzenie organizacji terrorystycznej składającej się z blogerów pozwala władzy upiec kilka pieczeni na jednym ogniu – poza dostarczeniem kretynom żeru w postaci informacji o wykrytym ‘groźnym związku o charakterze terrorystycznym’ i uzasadnieniu konieczności drakońskiego ograniczenia praw obywatelskich, jest i bat na same portale społecznościowe, których popularność ‘panów od śrubek’ martwi, bo przełamuje w pewnym zakresie monopol na upowszechnianie informacji, jest więc ‘antymatrixowa’.

Akcja tworzenia ‘grupy terrorystycznej’ idzie żwawo, o czym możemy się przekonać śledząc dynamiczny rozwój narracji medialnej. Żurnaliści, zrażeni nieudanymi próbami zaistnienia w sferze pozamainstreamowej z powodu słabowania na intelekcie i konieczności konfrontacji swoich nieistniejących poglądów z poglądami Czytelników, jak na zawołanie odkryli ‘czarnego luda’, przypomnieli sobie nicki i nazwiska ludzi, o których do tej pory nie mieli rzekomo zielonego pojęcia, i rozpoczęli wielkie przygotowania kolejnej w dwudziestoleciu wielkiej uzurpacji - akcji służb, w których tradycyjnie robią za młotkowych. Mam swoje typy, to znaczy wiem, kto będzie obsadzany w rolach ‘ideologów tierrorizma’, ale ich nie zdradzę, z tego prostego powodu, że mógłbym takim wskazaniem komuś zaszkodzić i ułatwić robotę panom ze służb, a jej ułatwianie uważam za szkodliwe dla Polski. Państwo i tak zapewne wiecie – giełda typów już się rozkręciła. Ja ze swojej strony pragnę gorąco zapewnić potencjalne ofiary kolejnej wielkiej ściemo-prowokacji, że niezależnie od sympatii lub antypatii, mojej ich oceny jako ludzi lub rzemieślników pióra, będę ich – kiedy już znajdą się na widelcu – bronił do upadłego, niezależnie od zbieżności bądź różnicy poglądów w różnych sprawach.

Tak jak ostrzegałem matrix wchodzi w swoją kolejną fazę razem z pieriestrojką, która zbliża się do ostatniego etapu, a więc powrotu do tego, co tak dobrze znamy z przeszłości. Będzie ‘Miś’ na miarę naszych obecnych możliwości, pewnie dla odmiany nastąpi reaktywacja ‘Teleranka’, ale będzie też ‘Reksio’ i ‘Czterej Pancerni’, no i oczywiście Lolek, bo musi być ‘Bolek’, więc pewnie nie będzie aż tak źle, jakby nam się mogło wydawać, bo zawsze mogło by być gorzej.

Potrafię – tak mi się wydaje – przewidzieć głównych aktorów zbliżającego się ostatniego aktu przedstawienia; potrafię już dziś wskazać, kto zostanie odpowiedzialną siłą dającą odpór fali anarchii społecznej ku zadowoleniu większości Polaków (circa 70 procent), oraz kto z ekipy neogierkowskiej zostanie surowo osądzony za nieudolność i narobienie długów, i kto zostanie internowany jako ‘ekstrema’, ale to temat na kolejne dziesięć rozdziałów, a więc na książkę, która – zapewniam – powstanie.

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka