Rolex Rolex
7935
BLOG

O JEDEN MOST ZA DALEKO

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 105

 

 

“W razie wpadki – bez wsparcia” piszą drżącymi z emocji dłońmi Kublik i Czuchnowski o Dżejmsie Bondzie epoki PRL-u, Tomaszu Turowskim - jedynym człowieku, któremu historia ‘podarowała’ obecność przy okazji dwóch wyjatkowych wydarzeń schyłku XX i początku XXI wieku: zamachu na Jana Pawła II i polsko-rosyjskiej, zbrodniczej ustawki z dnia 10 kwietnia 2010.

Polska Ludowa nie miała szczęścia do Dżejmsów Bondów z tego prostego powodu, że rozdzielnik w Moskwie nie przewidywał ‘Dżejmsów Bondów’ w Polsce Ludowej. Logika gier wojennych drugiej połowy XX wieku nie przewidywała pielelęgnowania wybujałego profesjonalizmu w Ludowym Wojsku ‘Polskim’, bo żołnierz Ludowego Wojska miał ‘krótki horyzont życiowy’ w razie konfliktu zbrojnego, liczony w tygodniach (dwa tygodnie maksimum). W tym kontekście szkolenia i uzykiwanie jakichś strategicznych kompetencji sztabowych mijały się z celem. Pijana* ‘masa’ miała przejść z już nieistniejącej po masowym ataku jądrowym Polski, przez zdewastowane Północne Niemcy, i zająć zniszczone atakiem jądrowym tereny Danii, łącząc się w przyszłym wspólnym masowym grobie z dożywającymi swoich dni Oleksymi z oddziałów AWO.

Takie umocowanie strategiczne wywoływało frustracje, ale i lenistwo, bo typicznyj ‘Dżejms’ epoki peerelu żył w świadomości swoich ograniczeń; inteligentni i władający językami Pawłowscy wybierali bliższy duchowo (a często rodzinnie) świat Zachodu; oderwani od sielskiej rzeczywistości małorolnej gospodarki w czasach powojennej zapaści edukacyjnej (unicestwienie majątków ziemskich, które były ośrodkami kultury i edukacji) synowie włościan pasowali na ‘Dżejmsbondów’ jak sztachety na szpady. Ponadto w prawach strategicznych i tak decydowali ‘Ruskie’, których oficerowie mieli zapewniony stały i nieograniczony dostęp do tajnych siedzib naszych ‘asów’, z prawem pozyskiwania dowolnych dokumentów, wydawania poleceń, a i – co zakładam, ale w oparciu o zdrowy rozsądek – opierniczenia jak bure suki od góry po dół.

Kluczowym zajęciem ekspozytury GRU w ‘Rzeczpospolity Ludowy’ było stwarzanie kontrapunktu dla Służby Bezpieczeństwa, która po śmierci Stalina, a zwłaszcza po 1968 roku, przeszła w ręce ‘Chamów’ – istniało więc niebezpieczeństwo ewentualnego sojuszu narodu z ‘Chamami’ przy okazji załamania się systemu (ochylenie prawicowo-nacjonalistyczne). ‘Dżejmsybondy’ stali się swoistą ‘wyższą kastą’; ‘brygadzistami’ systemu, którzy ku zawiści zwykłych resortowych wyrobników raportowali wprost do szefa, czym zresztą tłumaczy się miłość Michnika do Jaruzelskiego, bo według Michnika Jaruzelski dokonał na ‘Chamach’ zemsty za 68’ przywracając do władzy (i pieniędzy) zgodnie z zasadami primogenitury.

Szczególnie płodnym, a później brzemiennym dla przyszłości w skutki, okresem ‘rozwoju’ dzisiejszego kierownictwa były lata osiemdziesiąte, kiedy to najpierw bezpieka wojskowa odmówiła ‘Chamom’ z PZPR-u (a więc ekipie Gierka) pomocy w trudnych miesiącach robotniczego buntu, co doprowadziło do jego rozlania się na cały kraj, a później uzyskała od Kremla carte blanche na tego buntu ‘zwinięcie’ dnia 13 grudnia, przy jednoczesnej, faktycznej likwidacji ‘chamskiej’ władzy. Cała ta operacja poprzedzona była masowym przewerbowywaniem najbardziej obiecującej esbeckiej agentury, tak w okresie ‘karnawału Solidarności’, jak i po 13 grudnia, kiedy to spośród najzdolniejszych studentów i absolwentów najbardziej przydatnych w kapitalistycznym biznesie rytu mafijnego kierunków rekrutowano przyszłe pierwsze pięćset miejsc w rankingu najbogatszych Polaków tygodnika ‘Wprost’. Przewerbowywano zresztą nie tylko tam. W memuarach Edwarda Gierka, który należał do ludzi doskonale zorientowanych, znajduje się kilka wspaniałych passusów opisujących rozczarowania związane z ludźmi, którzy według szefów lojalnej wobec PZPR-u SB należeli ‘do nas’, a potem okazywało się, że jednak ‘do nich’.

Załapanie się na listę ‘przewerbunkową’ miało swoje istotne atuty – przede wszystkim dawało większą gwarancję, że fakt i szczegóły ‘służby’ pozostaną w najwyższym stopniu konfidencjonalne. Trzeba w tym miejscu przyznać, że ‘Dżejmsbondy’ wywiązały się ze składanych obietnic, a sądy rzekomo niepodległej potrafią ściuchrać byłego współpracownika SB, ale wobec ‘mundurowych’ okazują daleko posunięte relacje służbowego podporządkowania. Aura niepokalanego poczęcia i młodości wypełnionej gwałtowną, ‘atykomunistyczną woltą’ została przypieczętowana uroczystym przekazaniem mikrofilmów z danymi wojskowej agentury na ręce generałów sowieckich już w początkach ‘demokratycznego państwa prawa’.

Nad tym wszystkim roztoczono medialny parasol ochronny, dzięki czemu średnia stopnia wojskowego wstępnych dzisiejszych gwiazd polskiej żurnalistyki nie schodzi poniżej porucznika (a licząc jednak elitarne służby wywiadu utrzymuje się na faktycznie wyższym poziomie), odwrotnie proporcjonalnie do inteligencji i kultury, bo inteligencji nie dziedziczy się po stopniu, a kultury nie da się ‘nadrobić’ w dwa pokolenia, co w wielu wybitnych pracach tandemu Kublik-Czuchnowski (dla przykładu) daje się szczególnie silnie odczuć – polecam tu hagiografię Turowskiego.

Przed wyemancypowanymi w latach osiemdziesiątych ‘Dżejmsbondami’ stanęło trudne zadanie nauczenia się czytania i pisania (to ominęli zręcznie wysyłając dzieci na studia), konsolidacji środowiska, i wykluczenia potencjalnego – a smiertelnie groźnego dla biznesu – ewnetualnego porozumienia ‘Chamów’ z resztą nadwiślańskiej populacji. Cele te zostały osiągnięte w sposób zbrodniczy, poczynając od ‘mordu założycielskiego’, czyli umęczenia i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, oraz od obarczenia tą zbrodnią służb cywilnych w świetle jupiterów. Widok generałów Ciastonia i Płatka na ławie oskarżonych mial być wyraźnym sygnałem dla reszty cywilnej bezpieki, że podział łupów w nadchodzącej transformacji został dokonany.

Resztę Państwo znacie, a jeśli nie to dodam tylko, że najbardziej niebezpiecznym dla życia w III RP zajęciem okazuje się udział i nabycie kompetencji zarządzania armią w warunkach pokoju w ramach struktur NATO (w szczególności kompetencji kontrolnych, organizacji przetargów, etc...). Na próby wrogiego przejęcia przedsięwzięcia stworzonego przez generałów odpowiadano najpierw prowokacją, medialnym linczem i śmiercią cywilną (casus: Szeremietiew), a później – kiedy rzeczy zaczęły wymykać się spod kontroli – fizyczną likwidacją oponentów.

Plany instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce wiązały się ze stałą obecnością wojsk amerykańskich, a ta wymusiłaby ostateczną likwidację ‘przedsiębiorstwa’. Projekt amerykańskiej tarczy antyrakietowej miał swoje plusy i minusy. Ewidentnym plusem było to, że projekt miała szansę się zmaterializować, bo USA posiadają odpowiednie technologie. Drugim był (w zasadzie) brak kosztów po naszej stronie. Oczywistym minusem było wystawienie terytorium Polski na atak potencjalnego agresora. Ewidentnym (kolejnym) plusem było jednak to, że ewentualny atak oznaczał jednoczesnie wypowiedzenie wojny USA.

Na tym tle jakże swojsko wygląda powstały w kręgach naszych wybitnych biznesmenów w brązowych butach projekt naszej, własnej, tarczy antyrakietowej, która jest tarczą na miarę naszych możliwości i łączy wszelkie minusy projektu amerykańskiego z jednym wielkim plusem, to jest  ‘wydojeniem’ polskiego podatnika na trudną do wyobrażenia kasę w zamian za kilkaset ton szmelcu klasy korwety ‘Gawron’, stanowiącej jednak doskonały pretekst do uznania nas za źródło potencjalnego zagrożenia dla dowolnej siły na świecie, w zależności od układu sił i czyjegoś widzimisię.

Na pocieszenie dodam jednak, że mylą się Ci z Sz. Państwa, którzy załamują ręce nad naszym losem nieboraka, którego znów opuścili przyjaciele i sojusznicy. To prawda, że w wolnym świecie każdy musi sam zapracować sobie na wolność, a niedojdy nie załugują na ryzyko narażenia życia własnych żołnierzy. Ale prawdą jest również i to, że akcja likwidacji NATO-wsko zorientowanych profesjonalistów w szeregach polskich sił zbrojnych w latach 2007-2010 musiała spotkać się z adekwatną odpowiedzią (retalitacją), bo tego wymaga wiarygodność i chyba poczucie honoru naszych byłych partnerów. Na razie zlikwidowano polsko-białorusko-rosyjskiemu konsorcjum kanały dystrybucji (Wiktor But), ograniczono do minimum rynki zbytu (ostatni uratował – chapeau bas! – messieur Ławrow), a paru dżentelmenów z pierwszej piatki słynnej listy tygodnika ‘Wprost’ lub już się dowiedziało lub wkrótce się dowie, że nabyło gdzieś na świecie pokłady kamieni, żwiru i piachu zamiast – jak twierdzili ‘fachowcy’ bogatych pokładów ropy i gazu.

No cóż, nic gorszego niż pycha oparta o stan nieuświadomionej niekompetencji prowadząca do jednak komicznego (pomimo całego tragizmu naszej sytuacji) pomylenia lig rozgrywkowych.

 

Pozdrawiam              

 

* nie zakładam tutak alkoholizmu in gremio; rozsądek jednak podpowiada, że sowieckim zwyczajem do wykonania samobójczej misji wspierano by ‘mięso’ ‘dopalaczami’.  

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka