Na marginesie bardzo interesujących notek p. Jana Hermana (http://matuzalem.salon24.pl/622112,czego-wam-putin-nie-powie) i ja ‘zachciałem’ coś dopisać; zanim to jednak zrobię to p. Janowi Hermanowi chcę pogratulować bardzo sprawnego stworzenia narzędzi do opisu sytuacji na wschodzie Europy. Sam siedzę właśnie w środku monumentalnej pracy Orlando Figesa (‘A People’s Tragedy, The Russian Revolution 1891-1924) i na tle imponującego materiału faktograficznego ta specyficzna rosyjska dychotomia: oswojenie – autarkia jest szczególnie dobrze widoczna.
Dajmy odpór rzeczonym doxai, a więc po polsku ściemom bezczelnym.
Najbardziej bezczelna ściema jest taka, że w trwającym nieprzerwanie od czasów Oświecenia procesie ‘dymokratyzacji’, dymokracja wkroczyła na tereny autokefalicznie przynależne cywilizacji ruskiej. Trochę to przypomina bezradność tłumacza, który wzbraniał się przetłumaczyć na chiński zlepek ‘human rights’, a wściekłemu amerykańskiemu dyplomacie spokojnie wyjaśniał, że to nie tak, że on nie chce, ale że się nie da, bo po chińsku taki zlepek nie ma kompletnie sensu (nie niesie żadnej zrozumiałej treści).
Na ziemiach ruskich trwa walka o władzę, w której – póki co – zdecydowane sukcesy odnosi międzynarodowy hegemon anglosaski, ze stolicami w Nowym Jorku i Londynie (w Waszyngtonie siedzą tylko Obamy udające, że są władzą, ale to tylko dla tych mniej rozgarniętych Amerykanów, więc nie przywiązywałbym do niego wagi). Trzeba w tym momencie przyznać, że wykorzystanie zwyczajowo topornej, pruskiej polityki jako wehikułu do przejęcia władzy nad ukraińskimi czarnoziemami było politycznym i handlowym majstersztykiem. Jak znam życie to już wkrótce czarnoziemy pokryją się uprawami przynoszącymi niespodziewanie tanie plony, które cenowo wykończą dowolną produkcję rolną gdzie indziej, a dodatkowo będą chronione patentem, bo przecież o to w całej tej hecy, zwanej GMO, chodzi – o uzależnienie od produkcji żywności.
Mocarstwo ludów handlu i pieniądza ze stolicami w Nowym Jorku i Londynie uznało, że dalsze istnienie niepasującego do reszty świata tworu jakim jest współczesna Rosja nie ma sensu, co gorsza (z punktu widzenia świata pieniądza i handlu) jest nieekonomiczne. Rosja w odruchu rozpaczy poprosiła Chiny o nową interwencję mongolską (Mongołowie dzisiejsi nie daliby rady ;), ale nie wydaje się, by Chinom się to opłacało. Bardziej opłaca im się wziąć udział w rozbiorze Zalesia, wykupić licencję na Daleki Wschód wraz z jego bogactwami i w ten sposób uniezależnić się surowcowo od Imperium Handlu i Pieniądza. I czekać na nieuchronną konfrontację i ostateczną rozgrywkę w władzę nad całym światem z przyległościami.
Rozbiorem Rusi Zaleskiej zainteresowani są wszyscy oprócz Armenii, bo tylko temu krajowi może się pogorszyć. Turcja chętnie przyłączy do ‘macierzy’ ludy turkijskie, a te ciągną się pasem z południowego zachodu na północny wschód aż po Czukotkę, Ukraina właśnie skończyła spawy na wehikule ‘tożsamości kozackiej’, a może na nim pociągnąć aż po Kaukaz, Rumunia nareszcie zjednoczy się ze swoją tradycyjną składową, a więc Mołdawią, Gruzja odzyska ‘zbuntowane prowincje’, wszelkie ‘-stany’ podryfują w sobie znanych kierunkach, a o Chinach było akapit wyżej.
A co z nami – geniuszami Wschodniej Europy?
I teraz zostaliśmy z tymi politykami donikąd i po nic.
Jasne, że Imperium Handlu i Pieniądza podsypie i zaraz się okaże, że nasi najbardziej popularni, europejscy, ba, światowi mężowie i żony Stana, są bandą obwiesi; ten proces już się dzieje, a przypomnę, że co by nie mówić taki Kwaśniewski, czy taki Balcerowicz, przed żadne sądy, kumisje sejmowe nie dawali się prowadzać. Kapitał wyprowadza się do Afryki i Londynu (w przypadku par rozwiedzionych ta rozbieżność kierunków jest psychologicznie wytłumaczalna), a tacy dobrze zorientowani ludzie jak Jan Krzysztof trzaskają drzwiami, bo chcą być jak najdalej od całego tego zamieszania z pogrzebem.
Gdybyśmy (teraz trochę political fiction) mieli elity, to te elity właśnie opracowałyby polską strategię wobec upadku Zalesia i marginalizowania geopolitycznej roli Niemiec, bo jest o co grać. Kierunek południowo-wschodni zajęli nam obywatele amerykańscy pochodzenia ukraińskiego, więc tam należy dbać raczej o utrzymanie status quo, ale pozostał nam kierunek białoruski i enklawa królewiecka; obydwa na naszą miarę. Łukaszenka przyłączył się właśnie do wojny z Zalesiem po stronie Handlu i Pieniądza ( w skrócie Ha i Pe), bo inna opcja jest saddamowo-kadafiowa. Rozsądna propozycja konfederacji ze strony Polski na pewno byłaby rozważona, zwłaszcza jeśli towarzyszyłby jej tajny protokół o bezkarności rodziny, znajomych i kolegów oraz nienaruszalności ich majątków. Restytucja Wielkiego Księstwa miałaby ozdrowieńczy wpływ na wyjątkowo zajadle nam nieprzychylne Państwo Żmudzkie, zbudowane przez żmudzkich szowinistów przy wydatnym wsparciu szowinistów pruskich, posługujące się bezprawnie historyczną nazwą Litwy i tępiące historyczne języki Wielkiego Księstwa, to jest białoruski i polski.
Konfederacja pozwoliłaby nam na restytucję wielonarodowej Rzeczpospolitej, a to otwierałoby nam drogę do rozmów z rozpędzoną Ukrainą na zasadach partnerskich (umówmy się: taki gość jak Jaceniuk, który nie bał się wojny z Rosją, nie będzie się kopał z obecnym polskim premierem, ktokolwiek nim tam jest, nazwisko mi umknęło, bo zamarzł i nie przejawia oznak życia).
Efektem rozmów z Ukrainą mogłoby być odbudowanie Międzymorza.
Na ‘odcinku pruskim’ należałoby ufundować w Budziszynie Uniwersytet im. Bolesława Chrobrego dla młodzieży o korzeniach słowiańskich, zapewnić mu jak najwyższy standard i międzynarodową, to znaczy anglosaską, obsadę, z uprzywilejowaną pozycją Instytutu Języka serbo-łużyckiego (wyjątkowo korzystny system stypendialny)
No ale to takie tam fantazjowanie. Idę powrzucać kartki świąteczne sąsiadom.
Komentarze
Pokaż komentarze (87)