Rolex Rolex
4580
BLOG

Proporcja zwapnień do nie-zwapnień

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 76

Raz w życiu miałem zrobioną tomografię komputerową, tak trochę pro forma – przysługiwało w związku z dożyciem do tego „raz w życiu”. W każdym razie w efekcie zabiegu dostałem zdjęcie nienadające się do albumu rodzinnego, bo istota na zdjęciu podobna była do nikogo, a w zasadzie do każdego innego mózgu w czaszce gatunku ludzkiego. Pani doktor obejrzawszy zdjęcie istoty orzekła, że jest jak najbardziej zbliżona do jej ideału przystojności mózgu w czaszce. Wzruszyłem ramionami, bo badania były, jak wspomniałem, rutynowe, ale na wszelki wypadek zapytałem się o ewentualne anomalie. „A tam...” zrewanżowała się zwrotnym wzruszeniem ramion. „Są tu takie malutkie zwapnienia... o tu...” wskazała paznokciem na sino malowanym „i tu... ale w pana wieku to doskonała proporcja zwapnień do nie-zwapnień”.

„Oby tak dalej” pomyślałem sobie, ale od tamtej pory prześladuje mnie pewne natręctwo. Ilekroć spotykam się z kimś, kto z natury umocowania na pewnym poziomie struktury społecznej winien być zabójczo logiczny, uporządkowany myślowo i precyzyjny, a nie jest, narzuca mi się natrętnie podejrzenie, że ten ktoś cierpi na niewłaściwą proporcję zwapnień do niezwapnień.

Państwo, którzy mnie znacie, a być może ci, z którymi miałem zaszczyt się kolegować, albo ci, z którymi miałem przyjemność współpracować, wiecie, że ostatnią rzeczą, którą chciałbym robić byłoby zajmowanie się publicystyką wspierającą establishment. I nawet, wtedy, kiedy wiele poczynań obecnego rządu jest rzeczywistą realizacją moich pragnień jako obywatela, to staram się nie bić w bębny propagandy, a już tym bardziej, że zmiatanie i ustanawianie establishmentów w Polsce jest zależne od międzynarodowego układu sił, a obecnie istniejący jest w stanie tolerować jedynie obóz pro-amerykański w Polsce.

Z tego powodu tysiąc Lisów piszących codzienne nawet artykuły dla największego i najpoważniejszego zeitung  ma niewielki wpływ na cokolwiek. O ile ktoś, inaczej niż były Lis płemieła, nie ma poważnego angażu w zakresie pohukiwania, ewentualnie nie ma noża na gardle, to zajmować się rzewnymi pieniami nad utratą „tego, co było dawniej” może najwyżej w ramach swoistej terapii zajęciowej, czego nie można uznać za naganne. Przypominał będzie w najlepszym wypadku wujka Edwarda, który przy każdej okoliczności rodzinnej nie mógł się powstrzymać, by nie wygłosić z zaciętą twarzą monologu: „Za komuny było lepiej!” albo: „Dawał człowiek w łapę i komu to szkodziło? Wszyscy byli zadowoleni!”, i to nawet wtedy, kiedy już zakładał palto.

Ale wróćmy do zwapnień poprzedzonych trzema zastrzeżeniami. Po pierwsze – ja wiem, że w środowisku sędziowskim są osoby bardzo zdolne, prawe i pracowite, niemniej jednak to nie one wpływają na ogólną charakterystykę całego środowiska, ale tego środowiska formalne elity. Po drugie – proszę spróbować odnieść się do moich pytań konstruktywnie – ergo: wskazać model rozumowania prawniczego prowadzącego do odmiennych niż moje wniosków. Po trzecie – dla przejrzystości tekstu nie wszędzie cytuję i nie zawsze podaję odnośniki do odpowiednich przepisów prawa. To co wiem, wiem jako obywatel, a jeśli wiem źle, adwersarz biegły i „na bieżąco” w zagadnieniach z łatwością mnie przytrzaśnie kodeksowymi mądrościami.

Usłyszałem dzisiaj, że jedna z najważniejszych – z racji umocowania w strukturze wymiaru sprawiedliwości – instytucji sądowych w Polsce: Sąd Najwyższy, uchwalił, że: (ze słuchu) sądy powszechne powinny stosować w praktyce niepublikowane wyroki Trybunału Konstytucyjnego.

Jednocześnie (ze słuchu) to samo ciało w tej samej uchwale przypomniało o „domniemaniu konstytucyjności aktu niezgodnego (nawet) z konstytucją do czasu wyroku Trybunału Konstytucyjnego” (OK, niech będzie, że opublikowanie nie jest tu nawet konieczne, jeśli wyrok ZAPADŁ).

Ergo: do czasu ogłoszenia wyroku KAŻDA instytucja w Polsce MUSI stosować się do ustawy i dotyczy to również Trybunału, a już tym bardziej, jeśli ma orzekać we własnej sprawie (szczególna ostrożność formalna, by zapobiec zarzutom działania pro domo sua).

Więc w świetle tej ustawy posiedzenie sędziów TK, którego skutkiem było poczęcie i urodzenie wyroku uchylającego obowiązywanie ustawy w części było formalnie wadliwe ze względu na wymaganą ilość orzekających członków TK POD RZĄDAMI ustawy WÓWCZAS obowiązującej.

Było formalnie wadliwe ze względu na pomocnicze stosowanie przepisów KPC (Kodeksu Powstępowania Cywilnego). Czyż mamy, drodzy juryści, jakieś wątpliwości? Podzielcie się nimi koniecznie.

A jeśli tak, to taki wyrok nie jest już wyrokiem, a winą za taki stan rzeczy należy obarczyć zobowiązanego do niewadliwego zwołania posiedzenia TK jego prezesa, sędziego Rzeplińskiego (niedbalstwo?).

A jeśli tak, to do czego wezwał Sąd Najwyższy w swojej uchwale?

Do stosowania się do nieformalnie wyrażonej opinii osób, które w ramach obowiązków zawodowych zasiadają w Trybunale Konstytucyjnym, a poza tymi obowiązkami mogą na przykład wygłosić opinię: „Jak Hela leci po piwo, to zawsze nie to przyniesie” i nie jest to przestępstwo, ale dlaczego sądy powszechne miałyby się do tego „nie-przestępstwa” stosować?

A dlaczego w ogóle miałyby się stosować, skoro epoka Bolesława Bieruta, Wiesława Gomułki, Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego rzekomo minęła i uchwały SN nie są powszechnie obowiązującą wykładnią prawa?

A może wyroki Trybunału nimi są?

No chyba też nie, bo choć nie jest to wykładnia powszechnie obowiązująca, to jak się wydaje wyraża poglądy „kwiatów” z ogrodu Temidy: „Sprawowanie przez Trybunał Konstytucyjny kontroli konstytucyjności prawa nie powinno odbywać się poprzez przyznanie (przypisanie) mu nie mającej konstytucyjnego umocowania prerogatywy do ustalania wykładni ustaw, która nie przysługuje temu organowi” (Uchwała Składu Siedmiu Sędziów Sądu Najwyższego z dnia 17 grudnia 2009 r. III PZP 2/09).

Po tych wiosennych dywagacjach nachodzą człowieka dwie myśli uporządkowane w formie alternatywy łącznej...

Jedna to taka, że bez względu na widoczną ilość sędziów inteligentnych, prawych i pracowitych, dla całości środowiska sprawdza się moja rodzinna anegdota, opowiedziana przez mojego Ojca, inżyniera, któremu zdarzyło się być biegłym sądowym (wiem, powtarzam się, ale jednak jakieś tam nieduże zwapnienia mam):

„Sąd: Niech biegły sądowi wytłumaczy, co to metr sześcienny drewna. Prosto...

Ojciec: Metr sześcienny drewna to drewniany sześcian o wymiarach metr na metr na metr... Najprościej jak można.

Sąd: Nie, sąd wie, co to jest metr żyta. Tak niech tłumaczy...

Ojciec: „Metr żyta” to potoczna nazwa pozasystemowej miary wagi, kwintala, równego stu kilogramom, spotykana w stosunkach agrarnych, a my mówimy o systemowej jednostce objętości, o metrze sześciennym, a to, najprościej jak można, to drewniany sześcian o wymiarach metr na metr na metr...

Sąd: Tyn znowu swoje... sąd wie, co to jest metr żyta. Tak niech tłumaczy...”

A drugi człon alternatywy pozwala domniemywać, że wraz ze zmianami władzy przestaje obowiązywać faktyczne zawieszenie prawa egzekutywy w zakresie kontroli jurysdykcji przy okazji poważnych podejrzeń korupcyjnych. A poważne podejrzenia korupcyjne... a być może również dotyczące innych czynów... musiałyby skutkować utratą wysoko usytuowanej pozycji, a wielce prawdopodobne, że nieodwracalną deklasacją rozciągniętą pokoleniowo, bo zdaje się, że tak to właśnie, pokoleniowo, działa.

Sprawa jest prosta jak drut. Po dwóch stronach barykady stoją strony, które NIGDY nie osiągną żadnego kompromisu. Rządzący establishment nie może dłużej zagwarantować rodzinnej i towarzyskiej kontynuacji w sprawowaniu wyższych funkcji w wymiarze sprawiedliwości, bo odwołuje się do etosu otwartej wrogości do historycznych fundamentów tej kontynuacji, zakorzenionej silnie w czasach PKWN i wczesnego Bieruta. Akceptując „układ w wymiarze sprawiedliwości” (a to przecież nie tylko sędziowie, ale również należący do tego samego kręgu towarzyskiego adwokaci, prokuratorzy, biznesmeni) establishment wystawiłby się na możliwą porażkę w kolejnych wyborach, a bez co najmniej dekady rządów można mówić o porażce.

Establishment MUSI zdjąć parasol ochronny rozłożony nad wymiarem sprawiedliwości w roku 1989, a to oznacza, że co się nazbierało, to wypłynie. A jak wybije, to pozamiatane, żeby użyć języka zrozumiałego w kręgach prawniczych. Inaczej jednak niż to było w roku 2005, kiedy to do oporu wobec przemeblowania systemu udało się pozyskać pielęgniarki, znęcone bezami i kanapkami z łososiem w gabinecie ministra, środowisko akademickie i środowisko dziennikarskie nieomal w całości, teraz pozostały już tylko dwie „reduty” wywodzące się mentalnie z „tego, co było, jak było”: wymiar sprawiedliwości i samorządy.

Podobnie, inaczej niż w 2005 roku, kiedy to nie było geopolitycznej zgody na przemeblowanie w Polsce, dzisiaj ta zgoda jest. Oglądanie się na Niemcy nie ma najmniejszego sensu. Kraj, któremu wypowiedziano wojnę narzucając desant ponad miliona ludzi jest krajem ostatecznie zrujnowanym i niepoważnym. Jest krajem, który skapitulował, i do którego kolejne miliony będą się wybierać po zdobyczne fanty w postaci wiktu, opierunku i nałożnic płci obojga. Można rzecz jasna kontynuować „berlińskie golenie kota” w formie jakichś zabawnych rezolucji frakcji zielonej, różowej i czerwonej, ale z tego, jako się wspomniało, darcia mordy dużo a wełenki mało...

Z bardzo prostego powodu – większość polityków znaczących w strukturach Unii Europejskiej to są właśnie ci idioci, którzy doprowadzili do tej Unii całkowitej, nieodwracalnej, strukturalnej zapaści.

Zawieranie przez establishment kompromisu z zamkniętym i nie cieszącym się społecznym poważaniem środowiskiem, przejmowanie części odium za narosłe w tym środowisku patologie nie ma sensu, bo jaka z tego miała by być dzisiaj korzyść?

Jedyna jeszcze nadzieja w rewolucji. Ale jak tu rewoltować przy tak niekorzystnym stosunku zwapnień do nie-zwapnień? Jak rewoltować, skoro pohukiwania Władka wzbudzają salwy śmiechu, a wystąpienia „trzech tenorów" z czterech, jako że pożegnaliśmy Wojciecha, kojarzą się już tylko z trzema czwartymi litra żołądkowej gorzkiej?

Zajmowanie się marginalnymi sprawami to strata czasu, choć obserwacje czynione przy okazji pielenia wiekowego politycznego perzu bywają interesujące. Wkrótce będzie można wrócić do tego co naprawdę ważne i kontynuować naszą wycieczkę po imperiach wznoszących się, tych upadłych, albo też tych szykujących się do wyklucia.

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka