Rolex Rolex
7573
BLOG

Wańka-padaczka

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 1

Zacznijmy od zagadnienia wywołanego na moim blogu przez kol. Lchlipa. Kolega, komentując moje doniesienia na temat obyczajów parlamentarno-dziennikarskich panujących w Zjednoczonym Królestwie, zachęcił mnie do porównania standardów brytyjskiej i polskiej telewizji publicznej. Co niniejszym uczynię, chociaż w szerszym kontekście stosowania standardów.

Telewizję publiczną pod rządami pana prezesa Kurskiego znam słabo. Dobrze natomiast znałem telewizje publiczną pod rządami poprzednich prezesów. Wiem jedno: pod rządami poprzednich prezesów nigdy nie doszłoby do odkrycia specimenu nadwislańskiej fauny znanego jako człowiek-wywrotka albo bardziej własciwie jako „Неваляшка” albo nawet jeszcze bardziej właściwie jako „Stehaufpüppchen”, w cywilu Wojciecha Diduszki, męża swojej żony Agaty Diduszko-Zyglewskiej, animatorki kultury i pracownicy Krytyki Politycznej, autorki wystąpień, w tym znamiennego: „Sumienie jako narzędzie tortur”.

Zostawmy jednak wańkę-wstańkę na deser, a wróćmy do BBC i do różnic. Otóż, jak się powszechnie uważa, brytyjska BBC stanowi wzór obiektywizmu, pluralizmu i kultury dyskusji. Oczywiście tak, ale w pewnych granicach, co badałem wnikliwie przez lat kilkanaście. Granicami tego obiektywizmu, pluralizmu i kultury, nieprzekraczalnymi, są interesy gospodarcze i polityczne monarchii brytyjskiej. Nie do wyobrażenia jest, by w zakresie spraw istotnych z punktu widzenia tego interesu, w rządowych mediach brytyjskich powoływano się na media zagraniczne jako na punkt odniesienia.

Każdy z moich brytyjskich znajomych dostaje intelektualnego stuporu, kiedy objaśniam, że media w Polsce codziennie zdają Polakom relację z tego, co napisała „prasa zagraniczna” przez co w Polsce rozumie się wyłącznie prasę niemiecką, a prasa niemiecka z kolei codziennie relacjonuje i komentuje wewnętrzne sprawy kraju sąsiedniego utwierdzając w Polakach przekonanie, że są pępkiem świata. Z przyjemnością donoszę, że mnie ten stupor udaje się zneutralizować zastosowaniem analogii „rzutowania ze znanego na nieznane”, a więc odwołując się do codziennego, natrętnego acz zrozumiałego zainteresowania prasy brytyjskiej tymi z obszarów zamorskich, i w tych czasach, w których dokonywał się proces ich politycznej emancypacji i koniec ery kolonialnej.

Tak, proszę państwa, państwo nie wiedzieliście, a na pewno z przyjemnością dowiecie się, że całkiem do niedawna byliśmy perłą przed wieprzem, to znaczy w perłą w koronie, pardą, a od niedawna nie jesteśmy; teraz jesteśmy częścią najbardziej na wschód wysuniętej flanki obszaru interesów Stanów Zjednoczonych, a wraz z Ukrainą obszarem buforowym pomiędzy Niemcami i Rosją.

Czytam ja te nieznane w Wielkiej Brytanii streszczenia dzisiejszych niemieckojęzycznych dzienników niemieckich i dowiaduję się z nich o straszliwych wypadkach dni minionych w Ojczyźnie. Oto fala masowego, społecznego protestu rozlała się na kraj; protest ten będzie narastał i zmiecie legalny rząd Polski w serii być może krwawych konwulsji, co zakończy się być kolejnym zleceniem danym ministrowi Sikorskiemu, by do Warszawy spowitej łunami pożarów pojechał, złapał jakiegoś wojownika KSW, Bolka, Lolka, szoferaka - właściciela najbardziej znanej firmy transportowej w Polsce, jakiegoś pisarza, żeby robił za Ibrahima Rugovę i kazał podpisać, bo: „jak nie podpiszą, będą martwi”. Atmosfera grozy wyziera zza relacji z Warszawy z każdego zeitunga.

Surrealistyczny nastrój powstający w związku z rozziewem pomiędzy rzeczywistością a jej niemiecką percepcją mógłby głęboko zastanawiać z czysto psychiatrycznego punktu widzenia, jest za tym wszystkim chyba jednak rzecz poważniejsza. Otóż, ja mam coraz bardziej uzasadnione przekonanie, że w miniony weekend w Polsce ominęło nas coś większego, a przygotowane do druku poniedziałkowe wydania niemieckich gazet relacjonują właśnie to, co nas ominęło. Bo wiedzą lepiej!

Całkowicie błaha, o czym świadczy wczorajszy i dzisiejszy brak zainteresowania polskojęzycznych mediów niemieckich dla prób mediacji w pozornym sporze o obecność mediów w Sejmie, sprawa miała stać się pretekstem do okupacji sali plenarnej Sejmu, a przed samym Sejmem mieli zebrać się aktywiści, ale już nie emeryci z KOD-u, ale poważni zadymiarze z Krytyki Politycznej, politycznego zaplecza lewackich, anarchistycznych grup chuliganów, lubujących się w walkach z policją i ludźmi manifestującymi swój patriotyzm i przywiązanie do polskiej tradycji oraz mających zwyczaj wspierania się w tych działaniach ideologicznie im bliskimi zadymiarzami z Niemiec.

Środowisko Krytyki Politycznej może „dymić” tygodniami - ma środki na pensje dla zadymiarzy, bo jak zapewnił nas naczelny „Krytyki” Sławomir Sierakowski w trakcie swojej rozmowy na antenie radia TOK FM:

„Są bardzo silne ograniczenia dla organizacji pozarządowych w wydatkowaniu środków np. na pensje. W mojej organizacji 90 proc. dotacji pochodzi z zagranicy. To nam zapewnia niezależność w Polsce i bardzo dobrze, bo Kaczyński może nam skoczyć”.

Zbierając to, cuzamen, do kupy, przepraszam za kolokwializm, pardą, moje brytyjskie doświadczenia podpowiadają mi, że w podobnej sytuacji agenci MI6 oraz MI sieben wertowaliby właśnie finansowe sprawozdania „Krytyki Politycznej”, by zobaczyć już nie tylko to, kto panu redaktorowi może „skoczyć”, ale bardziej to, komu on musi nadskakiwać i komu to on nie podskoczy, bo siedzi u niego w kieszeni. Wojciech Diduszko natomiast siedziałby właśnie w policyjnym areszcie bez wielkich szans na jego opuszczenie za kaucją, bo czyn jakiego Diduszko się dopuścił nazywa się w Wielkiej Brytanii „perverting the course of justice”, w postaci usiłowania, co jest zagrożone kara wieloletniego więzienia, do kary dożywocia włącznie.

MI6 i MI sieben (specjalny wydział lingwistyczny) zastanawiałby się natomiast, czy te niemieckie reportaże w „zagranicznej prasie” mają, czy tez nie mają związku z zamówieniem 1000 kanapek z dostawą do Sejmu, „zaklepaniem”  w warszawskim ratuszu demonstracji na 17 grudnia 2016 oraz z przypadkowo zbieżną z powyższymi wydarzeniami wizytą bliskiego przyjaciela Angeli Merkel Donalda Tuska w mateczniku partii „Platforma Obywatelska” – Wrocławiu, gdzie w majestatycznych wnętrzach Jahrhunderthalle, również 17 grudnia, zagrzmiał: „Nie ma zgody na niszczenie mediów, które są czwartą władzą w krajach demokratycznych”, a wtórował mu Rafał Dutkiewicz: „Jednak zmuszeni sytuacją polityczną i wydarzeniami w polskim Sejmie musimy dziś stanąć przede wszystkim w obronie wolnych mediów”. Nie jest jasne, czy Tusk grzmiał jeszcze jako król całej Europy, czy już jako „cysorz” w drodze na Paryż. Chyba jednak, jako „cysorz”, bo podobnie się skończyło, tylko krócej trwało: zamiast stu dni kilka godzin. W każdym razie to wystapienie było o tyle szczęśliwie nie na temat, że pozwoliło do politycznego obozu szykującego antypaństwowe wystąpienia dołożyć wysokiego urzędnika Unii Europejskiej i najwiekszą partię opozycyjną w Polsce, tu reprezentowaną przez prezydenta Wrocławia.

Gdyby 17 grudnia udało się jednak doprowadzić do konfrontacji, a liczono przecież tutaj również na tysiące „obrabowanych” z pieniedzy Cybów, to w kraju w którym mieszkam MI6 i sieben poradziłoby pani premier Teresie May wygłoszenie orędzia z wezwaniem do przerwania „riots” zanim będzie musiała skierować do akcji jednostki policji, a jeśli te nie dałyby rady – posiłki wojskowe, co musiałoby się skończyć śmiercią wielu kryminalistów dokonujących zamachu na legalne władze.

Jeśli natomiast w trakcie wygłaszania tego telewizyjnego orędzia największa spółka – operator radiodyfuzji i radiotelekomunikacji w kraju, pozostająca na mocy decyzji rządu Donalda Tuska z 18 marca 2010 poza jakąkolwiek kontrolą państwa,  nie poradziłby sobie z dostarczeniem treści tego orędzia do ponad poowy obywateli tego kraju, to budynki i infrastrukturę (maszty) tej firmy zajęli by żołnierze SAS w ramach standardowych działań antyterrorystycznych.

Rzecz jasna to wszystko stałoby się w faszystowskiej Wielkiej Brytanii, w której obowiązują standardy państwa poważnego i nikt nie wyobraża sobie nawet, żeby jakiekolwiek medium, nie mówiąc już o ich większości, w jakimkolwiek sporze politycznym nie realizowało interesu innego niż państwowy i narodowy. O istnieniu organizacji o zagranicznych i niejawnych źródłach finansowania, które dla odmiany w jawny sposób walczyłyby z monarchią, jej symbolami, tradycją oraz obowiązującą wersją historii, nie wspominam, bo nie wierzę w istnienie substancji halucynogennych o aż takiej mocy.

A od rządu polskiego oraz od służb mu podległych oczekuję zdecydowanego działania.

A najlepszą ilustracją wydarzeń minionego weekendu jest chyba ta:

Wańka-padaczka

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka